Ten fakt doprowadził do nieznacznego osłabienia złotego, który stracił w ślad za walutami regionu. W efekcie po południu (godz. 16:25) za euro płacono średnio 4,3730 zł, a dolar podrożał do 3,1220 zł. Nieco droższy był także szwajcarski frank – 2,8750 zł.
Dolara wsparły dane makro, które poznaliśmy o godz. 14:30. Wczorajszy pesymizm agencji ADP okazał się być jednak trafny. Jak podał Departament Pracy, w czerwcu w amerykańskiej gospodarce ubyło 467 tys. etatów poza sektorem rolniczym wobec 322 tys. przed miesiącem po korekcie. Oczekiwano odczytu na poziomie -363 tys. Z kolei stopa bezrobocia wzrosła do 9,5 proc. wobec prognozowanych 9,6 proc. (dla inwestorów istotniejsze są jednak te pierwsze informacje). W efekcie natychmiast przełożyło się to na giełdy – dzisiaj nasz WIG20 stracił na wartości ponad 2 proc. Trudno jednak wyrokować, czy jest to zapowiedź trwalszego ruchu, czy też większa nerwowość inwestorów wynika z faktu zbliżającego się długiego weekendu w USA.
Kolejną złą informacją, jaka się dzisiaj pojawiła była obniżka ratingu dla Irlandii (tym razem ze strony agencji Moody’s) do AA1 z AAA, co przełożyło się na dalszy wzrost spreadów pomiędzy rentownościami irlandzkich papierów a uznawanymi za benchmark, niemieckimi bundami. Fakt ten przełożył się na osłabienie euro. Posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego nie wniosło wiele – stopy procentowe pozostały na poziomie 1 proc., a Jean-Claude Trichet poinformował, iż bank wydał dopiero 8 proc. z 60 mld EUR przeznaczonych na zakupy papierów dłużnych. Można było też odnieść wrażenie, iż ECB w większym stopniu koncentruje się na utrzymaniu stabilności cen, co może być sygnałem, iż stopy procentowe nie spadną w najbliższym czasie poniżej 1 proc. Jednak to nie ta informacja, była dzisiaj najważniejsza…
W kraju minister Rostowski zapewnił, iż tegoroczny deficyt nie przekroczy założonych 27 mld zł (trudno, aby powiedział coś innego) i dodał, iż w obliczu rozpoczęcia procedury nadmiernego deficytu przez KE względem Polski, nie ma sensu spieszyć się z wejściem do ERM-II (to też nie jest nic nowego).
Jutro przy ograniczonej płynności rynku za sprawą święta w USA, warto będzie zwrócić uwagę na dane ze strefy euro (indeks PMI dla usług i sprzedaż detaliczną). Rośnie ryzyko kontynuacji dzisiejszych spadków EUR/USD – nawet do 1,3800-1,3850 w ciągu kilku dni – chociaż fakt ten nie powinien zaszkodzić złotemu na tyle, aby wymusić stwierdzenie, iż ostatnie umocnienie złotego było przypadkowe.