Aż 10 groszy zyskał w ciągu ostatnich dwóch dni złoty wobec euro. To kontynuacja trendu rysującego się od początku lipca. Przy czym w przypadku naszej waluty jest on silniejszy niż w przypadku czeskiej korony i węgierskiego forinta. Złoty zyskiwał też szybciej, niż spodziewali się ekonomiści. Czy to znaczy, że powoli potencjał do aprecjacji się wyczerpuje?
Dolar kosztował wczoraj 3,04 złotego, to jest najmniej od początków stycznia. Za euro płacono na rynku międzybankowym 4,28 zł – takiego poziomu nie notowano od kwietnia. Podobnie jak w przypadku franka szwajcarskiego, który kosztował 2,82 zł.Umocnieniu walut regionu towarzyszyła mocna zwyżka na tutejszych giełdach i duże zainteresowanie obligacjami ze strony zagranicznych graczy. Popyt na sprzedawane przez Ministerstwo Finansów pięciolatki przewyższył podaż ponadtrzykrotnie.
[srodtytul]Lepiej niż amerykańskie akcje[/srodtytul]
Do aprecjacji złotego przyczyniły się pewne informacje o charakterze krajowym, jednak nie byłaby ona możliwa bez zwiększonej pewności siebie międzynarodowych inwestorów. O tym, że rzeczywiście pozwalają sobie na to, by ulec pokusie większych acz mniej pewnych zysków, świadczy aprecjacja walut, jak rynki wschodzące długie i szerokie. Za ostatnie pięć dni spośród 26 walut emerging markets obserwowanych przez agencję Bloomberg na minusie wobec dolara jest tylko meksykańskie peso.
Co ciekawe, w ostatnim okresie kursy złotego czy forinta nieco uodporniły się na zmiany na amerykańskich giełdach akcji. Od początku roku notowania środkowoeuropejskich walut dość wiernie oddawały ruchy S&P 500 (zarówno złoty, jak i amerykański indeks znajdowały się wczoraj wieczorem o około 1 proc. poniżej poziomów z końca ubiegłego roku).