Kurs EUR/PLN sforsował dołek z połowy kwietnia (4,223), otwierając sobie drogę do poziomu najniższego od stycznia. W długoterminowym ujęciu oznacza to, że formalnie można obwieścić narodziny trendu spadkowego euro. Mimo ryzyka korekty europejska waluta powinna jeszcze w tym roku kosztować 4 zł lub nawet mniej.
O mocy naszej waluty decyduje kombinacja różnorodnych czynników, począwszy od fundamentalnych (korzystna sytuacja w bilansie płatniczym), a skończywszy na przepływach kapitału dyktowanych nastrojami na światowych rynkach. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły silną zwyżkę cen akcji dużych spółek na GPW będących tradycyjnie przedmiotem zainteresowania zagranicznych graczy. Umocnienie złotego w tym samym czasie nie jest przypadkiem.
Na rynku pieniężnym wciąż widać nadmiar gotówki w sektorze bankowym. Na razie pieniądze te nie zasilają jednak akcji kredytowej, lecz są "ściągane" przez NBP. W piątek bank centralny sprzedał 7-dniowe bony pieniężne, odsysając z rynku 42 mld zł. O nadpłynności i popycie na bezpieczne aktywa świadczą też utrzymujące się na poziomie najwyższym od lutego ceny obligacji 2-letnich.