Tym samym, ostatnie sugestie członków FOMC dotyczące wcześniejszego zakończenia QE okazały się bezzasadne.
Jak wynika z Beżowej Księgi, gospodarka USA rozwijała się w umiarkowanym tempie w grudniu i na początku stycznia. Wydatki były hamowane przez obawy dotyczące polityki fiskalnej. Obawy dotyczące podatków oraz wydatków budżetowych miały wpływ również na sektor budowlany. Także aktywność przemysłu przetwórczego była mieszana. Tylko w trzech z dwunastu regionów Fed spadała. Tymczasem sytuacja na rynku pracy nie zmieniła się. W niektórych dystryktach widoczne było opóźnianie zatrudnienia, często w przemyśle obronnym, z powodu niepewności fiskalnej. W rezultacie teza zakładająca zakończenie agresywnego programu skupu przed końcem 2013 roku nie znalazła uzasadnienia i pokrycia we wczorajszym raporcie.
Natomiast na rynku walutowym rozegrała się „wojna walutowa” na słowa. Pierwszy strzał padł ze stanowisk europejskich największych gospodarek. Szef eurogrupy, Junker, powiedział, że obecny kurs euro jest „niebezpiecznie wysoki”. To spowodowało osłabienie euro w relacji do dolara, jednak skala deprecjacji okazała się póki, co łagodna. Oznacza to, że interwencje słowne europejskich polityków mogą niewiele wpłynąć na osłabienie euro, bo po drugiej stronie frontu w USA bank centralny drukuje miesięcznie 85 mld dolarów i kupuje za te środki obligacje hipoteczne i rządowe, teoretycznie obniżając stopy rynkowe i celując w obniżenie stopy bezrobocia, ale nie ulega wątpliwości, że innym ukrytym celem jest osłabienie dolara. Tymczasem, prawo europejskie nie pozwala na ilościowe luzowanie (dodruk pieniądza), więc odpowiedź po stronie Eurolandu będzie trudna.