Jeżeli jednak rynek zakłada, iż to przesądza sprawę, to może być w błędzie. Poczekajmy na ewentualne słowa przedstawicieli europejskich lobby biznesowych reprezentujących interesy eksporterów, czy też innych polityków (historia pokazywała, że Francja była na tym polu dość aktywna). Dzisiaj uwagę przykuwają nadal frank (widać, że SNB odpowiada obecna sytuacja i nie zabiera „głosu"), jen (minister Amari przyznał, iż został „źle zinterpretowany, a rynek zaczyna się już ustawiać pod wtorkowe posiedzenie BOJ), a także dolar australijski, który wyraźnie potaniał po słabych danych z tamtejszego rynku pracy (zwiększają one prawdopodobieństwo cięcia stóp procentowych przez RBA w lutym, choć przesądzą o tym dopiero dane o inflacji CPI za IV kwartał, jakie poznamy w środę, 23 stycznia).
Rozpoczęty w ubiegły czwartek rajd euro po słowach szefa ECB, iż decyzja o utrzymaniu stóp procentowych była jednomyślna (co zostało zinterpretowane, jako odejście banku centralnego od „gołębiego nastawienia") nadal trwa. Można to powiązać z obserwowaną poprawą na rynku hiszpańskiego i włoskiego długu (spadki rentowności), co pokazuje, iż wielcy inwestorzy rzeczywiście uznali, iż strefa euro najgorsze ma już za sobą, a okazja w postaci dużych zysków na rynku długu jest tak duża, iż szkoda byłoby ją zaprzepaścić. Oczywiście to duże uproszczenie, które świadomie nie uwzględnia szeregu ryzyk w postaci politycznego paraliżu po wyborach we Włoszech w końcu lutego, ryzyka niestabilności politycznej w Grecji, czy też niebezpiecznego dla przyszłych działań „solidarnościowych" w strefie euro, casusu Cypru. Wreszcie główny problem to wciąż gospodarka, która pozostaje w recesji i ma co najwyżej szanse na stagnację. Zwłaszcza, że jeden z głównych motorów, czyli dynamika eksportu zaczyna maleć i tendencja ta będzie się pogłębiać wraz z dalszą zwyżką wspólnej waluty. Tymczasem wspomniana gospodarcza stagnacja może okazać się zabójcza dla gospodarek peryferiów, które w ostatnich miesiącach przyjęły dość ostry kurs fiskalny (mocno tnąc wydatki i podwyższając podatki). W efekcie trudno będzie zakończyć sagę, jaką jest europejski kryzys zadłużeniowy z krajami PIIGS w roli głównej.
Dzisiejsza aukcja hiszpańskiego długu była udana – sprzedano wszystkie obligacje zapadające w latach 2015, 2018 i 2041 za 4,5 mld EUR (górna granica widełek). Na uwagę zasługuje spadek rentowności krótkoterminowych obligacji do 2,713 proc. wobec 3,358 proc. na poprzednim przetargu w grudniu. Papiery zapadające w 2018 r. osiągnęły rentowność na poziomie 3,77 proc. wobec 3,988 proc. na aukcji, która odbyła się zaledwie 6 dni temu! Dzisiaj w kalendarzu mamy jeszcze popołudniowe dane z USA – o godz. 14:30 poznamy cotygodniowe dane nt. bezrobocia, oraz liczbę wydanych pozwoleń i rozpoczętych budów w grudniu, chociaż istotniejsze będą informacje z godz. 16:00 – wtedy opublikowana zostanie styczniowa wartość indeksu Philly FED, który szacuje aktywność sektora wytwórczego w regionie Filadelfii. Po tym jak wskaźnik dla Nowego Jorku okazał się słaby, rynek będzie zwracał szczególną uwagę na dzisiejszy odczyt, który szacuje się na poziomie 5,8 pkt. w styczniu. Jest to wzrost w relacji do grudnia (4,6 pkt.). Tyle, że podobnie jak w ostatnich dniach, dane z USA mogą okazać się niewystarczającym impulsem do umocnienia dolara.
W najbliższym czasie kluczowym czynnikiem, który mógłby wpłynąć na rynkowe tendencje (przynajmniej w krótkim terminie) mogą okazać się krytyczne wobec silnego euro wystąpienia europejskich oficjeli, czy też przedstawicieli lobby biznesowych. A te są tym bardziej prawdopodobne, im szybciej będzie drożała wspólna waluta.
Dzienny wykres EUR/USD potwierdza wskazania opisywane wczoraj po południu. Nieudany atak na strefę wsparcia 1,3220-50 przyniósł dzisiaj rano wyraźny zwrot w górę, a złamanie oporu na 1,3330 doprowadziło tylko do przyspieszenia tempa zwyżki. Rejon 1,3330 stał się teraz oporem, a notowania mogą celować w okolice 1,3385-1,3400 jeszcze dzisiaj. Niebezpiecznie rośnie też ryzyko złamania szczytu na 1,3403 w najbliższych dniach, co skutkowałoby ruchem do 1,35.