Naszym zdaniem:
O ile w poniedziałek dolar nieco odbijał po wcześniejszej przecenie, a na rynkach zaczęły pojawiać się pewne obawy związane z kształtem przyszłej polityki zagranicznej USA po nieco kontrowersyjnych wywiadach prezydenta-elekta Donalda Trumpa (pretekst do wzrostu globalnego ryzyka geopolitycznego na czym dolar zwyczajowo zyskuje), o tyle już wczoraj rano amerykańska waluta mocno traciła. Jeszcze w poniedziałek wieczorem Wall Street Journal ujawnił szczegóły wywiadu z Donaldem Trumpem, w którym przyznał on, że dolar jest zbyt mocny. Wprawdzie prezydent-elekt odnosił się tu do relacji amerykańskiej waluty z chińskim juanem, gdzie wytykał Chińczykom ich wcześniejsze działania, to rynki szybko podchwyciły ten temat, zwłaszcza, że jest to swoisty precedens, że prezydent USA wypowiada się o pozycji dolara. Temat uznano jednak za wiarygodny, zwłaszcza, że w poniedziałek podczas spotkania w Davos odnotowano wypowiedź niejakiego Anthony'ego Scaramucci'ego, który jest jednym z doradców Trumpa. Miał on powiedzieć, że należy być ostrożnym w kwestii wzrostów dolara. Warto wspomnieć, że Scaramucci to finansista, który w swojej karierze kierował założonym przez siebie funduszem hedgingowym... W co, zatem gra Donald Trump? Zwłaszcza, że w tym samym Wall Street Journal prezydent-elekt skrytykował długo przygotowywany przez Partię Republikańską projekt wprowadzenia tzw. Border Adjustment Tax, będący kompleksowym rozwiązaniem opartym o podatek od importu, ale wiążący go całościowo z obciążeniami płaconymi przez amerykańskie przedsiębiorstwa. O ile wcześniej Trump nie sygnalizował swojej niechęci, o tyle teraz otwarcie przyznał, że jest on nazbyt skomplikowany i jest to „wchodzenie w zły układ". Takie postawienie sprawy może komplikować jego relacje z Partią Republikańską i Kongresem, który w dużej mierze będzie przecież odpowiedzialny za przygotowanie i dopracowanie ewentualnego (bo tak należy o tym otwarcie mówić w sytuacji, gdy nie mamy szczegółów) programu stymulacyjnego dla gospodarki. Faza rozczarowania rynków finansowych Donaldem Trumpem, zapoczątkowana w zeszłym tygodniu trwa, zatem nadal.
Niemniej dzisiaj amerykańska waluta nieco odbija. W dużej mierze jest to ruch czysto techniczny, ale można tu też znaleźć pewne preteksty. Członkowie FED w swoich wypowiedziach zdają się podtrzymywać „jastrzębie" nastawienie – skoro nawet Lael Brainard nie wypadła nazbyt „gołębio", to czy przemawiająca dzisiaj o godz. 21 naszego czasu szefowa FED, może? Janet Yellen będzie dzisiaj mówić nt. celów polityki monetarnej w The Commonwealth Club w San Francisco, więc tematyka będzie jak najbardziej aktualna. Ma ona dobrą szansę odnieść się do publikowanych 2 tygodnie temu zapisków z grudniowego posiedzenia FED, które wskazały, że członkowie FED wprawdzie liczą się z ewentualnym wpływem programu stymulacyjnego Trumpa na gospodarkę, ale jednocześnie wskazują na sporą niepewność związaną z tym procesem. Jeżeli w swoich słowach będzie dzisiaj ostrożna, to dolar dostanie dalszy pretekst do przeceny. Nieco wcześniej, bo o godz. 14:30 mamy wprawdzie w USA dane nt. inflacji CPI za grudzień (szacunki 2,1 proc. r/r i 2,2 proc. r/r dla bazowej, a więc dalej w górę), a o godz. 15:15 odczyty dynamiki grudniowej produkcji przemysłowej (oczekiwania 0,6 proc. m/m), to pamiętając reakcję dolara na dane dotyczące ISM i rynku pracy z początku stycznia, nie należy spodziewać się tu nadmiernych pozytywów.
Na wykresie tygodniowym koszyka BOSSA USD widać, że w tym tygodniu doszło do ustanowienia nowych minimów w trendzie spadkowym trwającym już trzeci tydzień, to jednak nadal jesteśmy daleko do testowania okolic 83,50 pkt., które mogą być istotnym wsparciem. Co do próby dzisiejszego odbicia – mocny opór to już zeszłotygodniowy dołek przy 84,46 pkt.
Wykres tygodniowy BOSSA USD
Wczoraj ogromne emocje budził funt po tym, jak premier Theresa May przedstawiła zarysy strategii rządu dotyczącej Brexitu. Wprawdzie dalej wydaje się być zdeterminowana na tzw. twardy scenariusz, ale liczy na „rozsądek" UE dotyczący wypracowania korzystnych porozumień handlowych, które będą zbliżone do tego, co oferuje obecność w tzw. jednolitym, unijnym rynku. Kluczowe było jednak to, że premier May zamierza na koniec przedstawić wypracowane propozycje do akceptacji w dwóch izbach parlamentu, co teoretycznie może sprawić, że ten będzie „próbował" je rozmiękczać. Bo teoretycznie, że sam Brexit mógłby zostać zanegowany wykluczył dzisiaj minister ds. Brexitu David Davis – jego zdaniem odrzucenie propozycji rządu przez parlament nie będzie oznaczać przerwania procesu wyjścia z UE. To sprawia, że wczorajszy hurra optymizm rynku (choć pytanie, ile w tym było tzw. short squeeze krótkich pozycji na GBP) dzisiaj nieco zmalał. Istnieje bowiem ryzyko, że proces Brexitu stanie się po prostu jedną, wielką polityczną przepychanką. Najciekawsze jest też to, że premier May mówiła wczoraj tak, jakby nie brała zbytnio pod uwagę tego, co za chwilę (bo jeszcze w styczniu) może ogłosić tzw. Supreme Court. Jeżeli utrzyma decyzję High Court, która to parlamentowi dawała prerogatywy, co do uruchomienia procesu Brexitu, to rząd premier May będzie musiał się „mocno nagimnastykować", aby sam proces rzeczywiście rozpoczął się w marcu b.r.