Zwyżkom cen akcji takich spółek jak Amazon, Alphabet czy Microsoft towarzyszą ostrzeżenia, że na rynkach puchnie kolejna bańka internetowa. Indeks Nasdaq wyraźnie przebił w minionych miesiącach maksymalne poziomy odnotowane w roku 2000.
17 lat temu, niedługo przed końcem hossy, rozpocząłem pracę na rynku kapitałowym i miałem okazję obserwować ówczesne coraz bardziej niezwykłe zachowania rynków i towarzyszącą im narrację części analityków oraz mediów. W Polsce byliśmy świadkami transakcji kupna za dziesiątki milionów dolarów portalu, którego jedynym istotnym aktywem była nazwa poland.com, czy też transformacji spółek zajmujących się produkcją podeszew do butów lub sprzedażą samochodów ciężarowych w spółki internetowe, czyli zazwyczaj takie, które w swojej nazwie zawierały domenę .com czy .pl. Kursy akcji po takim przebranżowieniu bardzo dynamicznie rosły. Wówczas w mediach i wśród inwestorów można było spotkać się z poglądem, że ekonomia dzieli się na starą, schyłkową, i nową, której najjaśniejszą gwiazdą jest internet. W nowej ekonomii miały nie obowiązywać tradycyjne prawa ekonomii, a od przychodów i zysków ważniejsza była liczba kliknięć. Ci, którzy obstawili starą ekonomię, byli początkowo wyśmiewani, ale po pęknięciu bańki mogli czuć satysfakcję, że uniknęli gigantycznych strat.