Podczas gdy europejskie indeksy na rynkach rozwiniętych kontynuują trend boczny, który uwarunkowany jest w dużej mierze silną aprecjacją wspólnej waluty (im silniejsze euro, tym gorzej dla gospodarki strefy euro), WIG20 zadziwia swoją mocą. W ciągu ostatniego tygodnia zyskał niemal 4 proc. i dwukrotnie okazał się liderem wzrostu w Europie. Po Turcji oraz Węgrzech (i wielu innych giełdach krajów z grupy emerging markets) nadeszła również kolej na Polskę, która też należy do popularnego wśród inwestorów zagranicznych koszyka krajów z tej grupy.
Nie ulega wątpliwości, że kapitał zagraniczny zainteresowany jest przede wszystkim największymi spółkami. Słabnący w ostatnich miesiącach dolar jest dodatkowym czynnikiem zachęcającym do tego, by w poszukiwaniu wyższych rentowności czerpać dodatkową korzyść z aprecjacji lokalnych walut. Osłabienie dolara względem złotego w ciągu ostatnich kilku dni o ponad 2 proc. powoduje, że inwestorzy rozliczający swoje zyski w USD mogli zarobić na polskich dużych firmach ponad 6 proc. Okazuje się zatem, że silne euro, które skutecznie hamuje wzrost w Eurolandzie, pośrednio wspomaga hossę w Warszawie. Nie od dziś wiadomo, że w ślad za umacniającym się euro aprecjacji względem pozostałych walut rynków rozwiniętych ulega również polski złoty.
Zapewne nie bez znaczenia pozostają też korzystne informacje płynące z polskiej gospodarki, wysoka dynamika PKB (3,9 proc. r./r. w II kw. 2017 r.) czy doniesienia o uzgodnieniu ostatecznego kształtu reformy OFE (75 proc. aktywów pozostanie na rynku kapitałowym). Informacje te mają charakter pozytywny, jednak nie są dla rynku zaskoczeniem, które mogłoby wywołać reakcję na miarę obserwowanej w ostatnich dniach.
Wzrost w Warszawie cieszy, jednak gdy analizuje się jego źródło, nasuwa się zasadnicze pytanie o trwałość zwyżek. Charakterystyczne dla kapitału zagranicznego jest to, że bardzo szybko może się pojawiać i równie szybko znikać. Miejmy nadzieję, że tym razem argumenty w postaci stabilnej gospodarki i umacniającego się złotego będą wystarczającym powodem, by nie traktować inwestycji w Warszawie krótkoterminowo. Warto także zwrócić uwagę na mało popularne w ostatnim czasie „misie" – ich atrakcyjna wycena wskaźnikowa pozwala przypuszczać, że również ta grupa spółek dołoży w końcu do wzrostu swoje trzy grosze.