Zaskakująca siła, jaką pokazały duże spółki z warszawskiego parkietu w końcówce sierpnia, stała się wzorem dla podobnego wystrzału w wykonaniu głównych amerykańskich indeksów w ciągu ostatnich trzech sesji miesiąca. Trudno było o mniej sprzyjające warunki dla przeprowadzenia tak zuchwałej próby ataku na szczyty. Z jednaj strony pustoszący Teksas huragan Harvey, a z drugiej największe od lat pożary w Kalifornii. Prezydent Trump tracący współpracowników i sojuszników. Poza tym kolejny test rakietowy przeprowadzony przez Koreę Północną, tym razem nad terytorium Japonii. Mimo to S&P500 zakończył miesiąc tuż poniżej lipcowego rekordu.
Można to potraktować jako pokaz siły hossy, która nawet, w usprawiedliwiających głębszą korektę okolicznościach nie jest skłonna oddać z trudem wywalczonych pozycji. Wsparciem dla nagłego ożywienia na nowojorskiej giełdzie były niewątpliwie lepsze dane spływające z amerykańskiej gospodarki, sugerujące, że dziwna słabość z I półrocza już się skończyła. Niestety, tak jak po Katrinie z 2005 i Sandy z 2012 roku efekty ostatniego huraganu mocno zakłócą dane ekonomiczne w najbliższych miesiącach. Najpierw, negatywnie, przez wzrost bezrobocia i spadek konsumpcji (w mieście generującym 3 proc. PKB w USA), a potem pozytywnie, gdy rozpoczną się wydatki związane z odbudową.
Paradoksalnie, ubocznym efektem przejścia huraganu przez Houston może być bardziej koncyliacyjne nastawienie polityków przy wrześniowym rozpatrywaniu budżetu i limitu zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Natomiast, biorąc pod uwagę ryzyka geopolityczne, umiarkowana reakcja rynków na test bomby wodorowej w Korei Północnej pokazuje, że inwestorzy zaczynają przystosowywać się do permanentnego stanu napięcia, przywiązując coraz mniejszą wagę do tych wydarzeń. Na podobnej zasadzie rynki traktują już zamachy terrorystyczne w Europie. Musiałoby się (w ramach tego konfliktu) zdarzyć coś zupełnie nowego, żeby wywołać trwalszą i silniejszą reakcję. Jeżeli coś takiego nastąpi, to obawiam się, że rynki wschodzące, w tym WIG20, ponownie będą przewodzić Wall Street, tylko tym razem w drugą stronę. Miejmy jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.