Czy można to potraktować jako zapowiedź dobrej dla giełd Starego Kontynentu końcówki 2017 roku? Jest na to spora szansa. Poniedziałkowe zamknięcie indeksu DAX na rekordowym poziomie, po prawie czteromiesięcznej przerwie, nie jest, moim zdaniem, przypadkowe i nie powinno być ostatnim słowem w wykonaniu niemieckiego parkietu.

Choć było to już 14. pobicie wcześniejszych szczytów wyznaczonych przez frankfurcki indeks rynku akcji, w ciągu ostatniego roku, to „konkurencja" za oceanu ustawiła poprzeczkę znacznie wyżej. Wystarczy wspomnieć, że indeks S&P500 wyznaczał nowe rekordy w ciągu 48 z około 250 sesji, jakie minęły od początków października ubiegłego roku. Europa ma za czym gonić. W przypadku Wall Street tak długie okresy bicia rekordów nie zdarzały się wcale często. Ostatnio w latach 2013–2015, a poprzednio dopiero w drugiej połowie lat 90. Trzeci przypadek z ostatnich czterech dekad to dynamiczna fala hossy z lat 1985–1987 zakończona spektakularnym krachem. Warto nadmienić, że poprzedni cykl (2003–2007) był znacznie mniej imponujący pod względem bicia rekordów.

Indeks S&P500 zdołał wyjść na nowe szczyty jedynie przez 10 sesji w ciągu kilku miesięcy 2007 roku. Ta prosta wyliczanka nie jest jedynym i najważniejszym świadectwem istotnych różnic pomiędzy przebiegiem obecnego i poprzedniego cyklu, który zakończył się najgorszą recesją od lat 30. Jeżeli natomiast posłużymy się wymienionymi wyżej analogiami z lat 80. i 90., to zanim nadejdzie koniec obecnej szarży rynkowych byków, czy to w stylu pęknięcia bańki internatowej, czy szybkiego i bolesnego krachu, zwyżki na Wall Street mogą jeszcze przyspieszyć. Przypomnę, że w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy zwyżek 1987 roku indeks S&P500 wzrósł o prawie 40 proc. Było z czego spadać. Nie wspominając o indeksie Nasdaq, który w ośmiu miesiącach poprzedzających pęknięcie bańki w marcu 2000 roku zdołał jeszcze podwoić swoją wartość. Jakikolwiek scenariusz na dokończenie obecnej hossy rynek wybierze, ostatnia siła małych i średnich spółek w USA, nowe rekordy na głównych indeksach akcji oraz mocne dane napływające z gospodarki (nawet jeśli PMI był podbity efektem huraganów) wskazują, że na zmianę pozytywnego trendu jeszcze poczekamy. Daje to czas Europie na podążenie szlakiem wyznaczonym przez Wall Street.