OKIEM HISTORYKA
Z dzisiejszej perspektywy rozbiory zdają się niewypowiedzianą tragedią, lecz w owych czasach na ogół przyjmowano je z obojętnością. Rzeczpospolita przez wieki ulegała degradacji, w końcu nastąpił jej pełny rozpad, zabory były następstwem upadku wewnętrznego. Szlachetna konstytucja 3 Maja nawet nie weszła w życie, ponieważ zniknęło państwo, któremu miała służyć; zresztą przyjęto ją w wątpliwym trybie, pod nieobecność wielu uprawnionych do głosowania. Ci, którzy dążyli do reform mających ratować kraj, korzystali z protekcji rosyjskiej. Ci, którzy przeciwdziałali reformom, w imię patriotyzmu osłabili kraj konfederacją barską, dobili targowicką. Walkę o niepodległość podjęli wówczas zaledwie nieliczni.
OKIEM INWESTORA
Dezinwestycje następowały etapami. W 1772 roku ościenni inwestorzy ogłosili udane wezwanie na 1/3 ogółu aktywów, nasi oddali je w obce ręce bez targów i sprzeciwu. Zanim downsizing wszedł w kolejne fazy, 3 maja 1791 r. przyjęto nowoczesny statut Firmy. Nie doszło już do jego rejestracji: uchwała została zaskarżona przez część akcjonariuszy, którzy – w myśl zasady „sell in May and go away" – wcześniej opuścili walne zgromadzenie. Podnieśli oni zarzut, że zostali wprowadzeni w błąd.
Konkurencyjne walne zgromadzenie zwołano w Targowicy. Jego uczestnicy zażądali ustanowienia zarządu komisarycznego. W tej sytuacji podejmowane przez silnych zagranicznych inwestorów próby wrogiego przejęcia całości narodowych aktywów powiodły się ostatecznie. Funkcja syndyków upadłości przypadła trojgu ościennym prezesom.
W 1795 r. nastąpił w końcu złowrogi Dzień Trzech Wiedźm. Wśród naszych akcjonariuszy zadziwiająco długo utrzymywała się wiara, iż Firma jest za duża, żeby upaść (too big to fail). Przecież się udało. Co – zważywszy na jakość governance – wcale nie dziwi. Firmę wykreślono z rejestru na ponad sto lat.
Niedługo wcześniej drobny akcjonariusz Tadeusz Kościuszko wystarał się o prokurę i usiłował zawiązać w obronie Firmy porozumienie akcjonariuszy. Przedtem odbył road show w Ameryce, gdzie nawiązał obiecujące kontakty, z których oczywiście nie było żadnego pożytku. Kolejni prezydenci deklarowali mu przyjaźń, lecz później Amerykanie nie kupili ani jednej kosy. Już wtedy kiwali nas w sprawach offsetu. I tak dobrze, że Kościuszce dano amerykańską wizę, bo teraz niekoniecznie miałby na to szansę.