Nie wzbudziłyby one zapewne zainteresowania naszych krajowych inwestorów, gdyby nie fakt, że jedną z zalecanych pozycji był zakup polskich akcji, szczególnie banków. W tamtym czasie, gdy GPW, w wyniku długotrwałej słabości dużych spółek, szorowała po dnie rankingów pod względem stopy zwrotu za 2016 rok, taki scenariusz wydawał się dość szalony. Okazał się on jednak strzałem w dziesiątkę, a WIG, a szczególnie WIG20, należy do tegorocznych rynkowych hitów w globalnych zestawieniach. Z kilkoma innymi prognozami, takimi jak oczekiwanie na dalsze umocnienie się dolara względem euro (nawet do parytetu) i funta czy deprecjację chińskiego juana, poszło znacznie gorzej. Tylko przez kilka pierwszych miesięcy 2017 roku sprawdzała się wizja gry pod rosnącą inflację. Natomiast podnoszone ryzyko kontynuacji spowolnienia w Chinach, przez które Polska (wraz z Brazylią i Indiami, które miały być najmniej zależne od problemów gospodarczych Państwa Środka) znalazła się właśnie w wąskim gronie wybrańców, nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie, to chińskie ożywienie, wyraźnie widoczne od roku, wsparło gospodarczo wiele rynków wschodzących, szczególnie azjatyckich, umożliwiając im bicie rekordów w kończącym się już roku. Dlaczego w przypadku polskich akcji stratedzy Goldmana mieli rację, a w kilku innych prognozach się pomylili (to bynajmniej nie jest zarzut, „prognozowanie jest trudne, szczególnie jeśli dotyczy przyszłości")? Obstawianie zwyżek na GPW było chyba jedyną z rekomendacji, która wyszła poza szeroki konsensus i obstawiała zmianę trwającego od dłuższego czasu trendu, czyli słabości naszego parkietu. Historia ostatnich lat na światowych rynkach mogła nas nauczyć, że często liderzy ubiegłego roku byli przegranymi kolejnego i odwrotnie (liderów się hołubi i uważa, że dalej nimi pozostaną). Tak było w ostatnim roku z dolarem oraz obligacjami, czy rynkami wschodzącymi w latach 2015/2016, a nawet z małymi spółkami w Polsce w roku ubiegłym i teraz. Dlatego do wydanych ostatnio rekomendacji Goldmana Sachsa na 2018 rok podchodzę dość ostrożnie, ponieważ opierają się w dużej mierze na bezgranicznej wierze w tegorocznych zwycięzców, czyli w rynki wschodzące, i niechęci do przegranych ostatnich miesięcy, czyli amerykańskiego dolara.