Katalizatorem ruchu stały się „minutki" z ostatniego posiedzenia EBC, które większość analityków zinterpretowała jako jastrzębie. W miarę jak zbliżamy się do styczniowego posiedzenia Rady Banku, a kurs do poziomu 1,25, przychodzi moim zdaniem dobry moment, by zacząć prognozować nadchodzący przełom w trendzie spadkowym amerykańskiej waluty.

Pierwszą i najważniejszą przyczyną jest pogłębiająca się rozbieżność między kursem a różnicą w oprocentowaniu amerykańskich i europejskich obligacji. Po ostatnich ruchach jest ona zdecydowanie największa w ciągu ostatniej dekady, a w poprzednich przypadkach znaczących dywergencji (2009 i 2014 r.) za każdym razem to kurs był stroną, która ją finalnie niwelowała.

Od strony technicznej wszystko wydaje się przygotowane – zgodnie z danymi CFTC spekulacyjne pozycje inwestorów grających na umocnienie euro osiągnęły najwyższy poziom w historii. Kontynuacja ruchu po prostu musi wywołać w końcu werbalną interwencję Mario Draghiego – 15 proc. aprecjacji w ciągu roku zagraża stabilności obecnego ożywienia w Europie, a jego efekt jest równoważny z kilkoma podwyżkami stóp. Twierdzenie, że koniec QE we wrześniu to argument za tak silnym euro, nie ma logicznego uzasadnienia, wydaje się raczej stosowaniem kalki z zachowania dolara w 2014 r., mimo oczywistych różnic w obu sytuacjach (przede wszystkim takiej, że FOMC zacieśnia w dość szybkim tempie politykę pieniężną).

Gdy dodamy do tego informację, że Chiny właśnie rezygnują z wprowadzonych w maju środków zapobiegawczych, które miały zatrzymać osłabienie własnej waluty i odpływ kapitału z kraju do inwestycji denominowanych w dolarze, argumenty co najmniej za poważną korektą wydają się obecnie dość silne.

Najpoważniejszym zagrożeniem dla takiego scenariusza wydaje się sam Fed. Do zachowania dolara przyczyniła się w końcówce roku Janet Yellen, która rozważaniami nad najlepszym tempem dalszych podwyżek zabezpieczyła własną historyczną spuściznę – zakończy kadencję jako prezes, który wyprowadził bank z mielizn niestandardowej polityki monetarnej, nie zatrzymując wzrostu i prowadząc do giełdowych rekordów. Jerome Powell ma z kolei szansę, by ponownie przywrócić FOMC wiarygodność, tzn. pokazać, że prognozy jego członków mogą rzeczywiście mieć związek z ich działaniami. Najlepszym sposobem jest podwyżka w marcu i zapowiedź kolejnych dwóch. Wystarczy spojrzeć na DJIA i kurs dolara, żeby widzieć, że bardziej komfortowa sytuacja raczej się nie powtórzy. ¶