W przypadku WIG wsparcie leży na wysokości około 62 000 pkt (tam zatrzymała się wcześniej grudniowa korekta). Dopóki indeks jest powyżej tej linii, nie można z punktu widzenia analizy technicznej zakładać, że mamy średnioterminowy trend spadkowy. Na razie co najwyżej uprawnione są rozważania nad tym, czy trend wzrostowy nie zamienił się przypadkiem w... trend boczny. Przemawiałby za tym płaski układ ostatnich dołków (w trendzie wzrostowym powinny być położone coraz wyżej).
A co z fundamentami? Teoretycznie są świetne. Według wstępnych danych w IV kwartale polski PKB urósł o 5,1 proc. rok do roku. To dane najlepsze od 2011 r., a niewiele zabrakło, by były najlepsze także od prawie dziesięciu lat. Tu jednak może pojawiać się pewien problem. Według najnowszego sondażu Bank of America/Merrill Lynch prawie 70 proc. zarządzających funduszami na świecie uważa, że globalna gospodarka jest w późnej fazie cyklu koniunkturalnego (late-cycle). Poprzednio tak silne przekonanie menedżerów na ten temat odnotowano w okolicach przełomu lat 2007/2008. I to faktycznie była późna, a nawet bardzo późna faza cyklu wzrostowego, po której globalna gospodarka zaczęła stopniowo się staczać w kierunku recesji, która miała nadejść jakiś rok później (ale bessa zaczęła się już wyprzedzająco na jesieni 2007 r.).
Z opiniami zarządzających nie sposób się nie zgodzić. Od ostatniej recesji minęły 103 miesiące (trzecia co do długości seria w historii), a stopa bezrobocia w USA jest po raz pierwszy od lat na poziomie „naturalnym".
Oczywiście timing może mieć tu kluczowe znaczenie. Na razie – mimo oznak zaawansowania cyklu gospodarczego – krzywa rentowności amerykańskich obligacji nie uległa odwróceniu, co było w przeszłości niezawodnym sygnałem ostrzegawczym przed nadejściem recesji.
Ciekawostką jest fakt, że ostatnie tąpnięcie zostało raczej oficjalnie zbagatelizowane przez urzędników amerykańskiej Rezerwy Federalnej (według szefa nowojorskiego oddziału przecena to „małe piwo"). Fed wydaje się dość pewny siebie, jeśli chodzi o podwyżki stóp procentowych i tzw. normalizację bilansu. Tymczasem według analiz Citi Research ostatnie tąpnięcie na rynkach może mieć z tym pewien związek i co gorsza, dalsze przykręcanie kurka z pieniędzmi przez banki centralne nie przejdzie bez echa.