Gdy opadł kurz po strategiach realizujących inwestycje w niską zmienność, inwestorzy zaczęli ponownie dostrzegać to, co prowadziło amerykańską giełdę w górę przez cały ubiegły rok, czyli rewelacyjne wyniki.

Dobiegający końca sezon wynikowy był wg Factsetu na poziomie przychodowym najlepszym w historii prowadzenia analiz (od 2008 r.). Konsensusy dotyczące sprzedaży pobiło 78 proc. spółek, zyski też po raz kolejny wyglądały świetnie – wzrost o 14,8 [proc. r/r jest najwyższym od 3Q2011. Wiele wskazuje na to, że jeszcze lepiej sytuacja może wyglądać w Europie, ale znamienne jest, że nawet gdy sytuacja jest najlepsza od lat, amerykańskie spółki niemalże utrzymują olbrzymią przewagę, którą zbudowały po ostatnim kryzysie.

Nic zatem dziwnego, że podczas gdy banki inwestycyjne publikowały kolejne raporty o nieuchronności spadków, wystarczyło oswojenie się z nową rzeczywistością na rynku obligacji, by USA i rynki wschodzące zaczęły poruszać się w dotychczasowym kierunku. Nie tylko indeksy nowojorskie, ale także chociażby Hang Seng znajdują się na wyraźnych plusach YTD, a najlepsze rynki na świecie, rosyjski i brazylijski, pozwoliły w dwa miesiące zarobić około 15 proc.

Na cierpliwość nerwy inwestorów wystawia niestety GPW, która od momentu rozpoczęcia przeceny znajduje się w samym ogonie stawki, ale powrót do wzrostów, podobnie jak w Europie, wydaje się kwestią czasu. Okres wokół chińskiego Nowego Roku przyniósł osłabienie aktywności zagranicy, w lepszym zachowaniu WIG20 przeszkadza też globalna słabość spółek energetycznych, które także na rodzimym rynku są czarnymi owcami, ale nie ma na razie powodów, by sądzić, że po świetnym 2017 r. wrócimy do depresyjnej rzeczywistości wcześniejszych lat, gdy w globalnej hossie niemal nie uczestniczyliśmy. Polska pozostaje bardzo atrakcyjnie wyceniona, sprzyjać powinna też możliwa stabilizacja cen ropy – jej wzrosty szkodziły nam w ramach koszyka EM. EBC dołoży zapewne wszelkich starań, by marcowe posiedzenie uświadamiało wszystkim, że podwyżki w połowie 2019 r. będą miały miejsce tylko pod warunkiem, że ożywienie będzie kontynuowane, więc o ile włoskie wybory nie zakończą się całkowitym paraliżem parlamentu, a SPD sfinalizuje w końcu koalicję z CDU w Niemczech, marzec powinniśmy kończyć w lepszych nastrojach niż luty. ¶