Klasyczny cykl rozpoczyna się nieinflacyjnym wzrostem, który później osiąga dojrzałą inflacyjną fazę rozwoju. Ta kończy się spowolnieniem i ostatecznym obniżeniem inflacji, która z opóźnieniem podąża za wzrostem. Aktualnie znajdujemy się w inflacyjnej fazie ożywienia, a więc w już dojrzałej i zaawansowanej fazie wzrostu.

Ciemną stroną tego etapu rozwoju jest fakt, że po nim przychodzi okres dekoniunktury, a więc mało przyjemna część cyklu z punktu widzenia posiadaczy ryzykownych aktywów. Z cyklem koniunkturalnym nieodłącznie związany jest bowiem cykl rotacji aktywów w gospodarce, zgodnie z którym w inflacyjnej fazie najlepiej zachowywać się powinny surowce, spółki z nimi związane oraz rynki rozwijające się. To właśnie dlatego w minionym roku akcje z rynków wschodzących były jedną z lepszych inwestycji. W ślad za tą koniunkturą podążał krajowy parkiet, ale mierzony indeksem blue chips, gdyż to on jest uzależniony od kapitału zagranicznego, który pozostaje głównym dostarczycielem kapitału. Niestety, gdy obecna faza dobiegnie końca, najbardziej pożądanym aktywem będzie gotówka oraz nieco później obligacje skarbowe. Inwestorzy co do zasady zgadzają się z tym scenariuszem, ale panuje duża niepewność, jak dużo czasu pozostało do momentu, gdy zielone światło dla ryzykownych aktywów zmieni się w czerwone, jak to dobitnie ujął w swoim corocznym liście do akcjonariuszy Warren Buffett.

Potwierdzają to zresztą ankiety, gdyż z możliwością przegrzania koniunktury zgadza się niemalże 70 proc. zarządzających funduszami, którzy w przeprowadzonym na początku roku sondażu Bank of America/Merrill Lynch wskazali, że globalna gospodarka jest w późnej fazie cyklu koniunkturalnego. W historii wspomnianego badania wyższy wynik odnotowano wyłącznie z początkiem 2008 r., czyli u progu ostatniej dużej bessy na giełdach.

Bez wątpienia jest to więc jeden z bardziej niebezpiecznych momentów w cyklu, również z tego powodu, że dość łatwo popełnić można błędy przy prowadzeniu polityki monetarnej bądź fiskalnej. Wydaje się wręcz, że ryzyko takiego błędu jest duże z uwagi na ekspansywną politykę fiskalną w USA oraz zmianę na stanowisku szefa Fedu. Zresztą Jerome Powell popełnił błąd już podczas swojego pierwszego publicznego wystąpienia jako prezes Rezerwy Federalnej. Jego odpowiedź na pytanie o możliwość czwartej podwyżki stóp w tym roku była bardziej jastrzębia niż przygotowany wcześniej i wyważony pisemny raport, a rynek jest aktualnie niezmiernie wyczulony na tego typu kwestie.