Sprawa ta dotyczy kraju będącego jednym z największych producentów ropy naftowej na świecie, co w przypadku kryzysu dyplomatycznego rodzi naturalnie obawy o powrót surowca do silnego trendu wzrostowego. Na razie ceny „czarnego złota" nie reagują na kolejne przecieki z prowadzonego przez Turcję śledztwa, które utwierdza świat w przekonaniu, że rzekome morderstwo było zamierzone i sterowane z góry. Jednak, czy wspomniany czynnik ryzyka nadal pozostanie neutralny?

Niemal dokładnie rok temu usłyszeliśmy o odważnych poczynaniach saudyjskiego następcy tronu Mohammeda bin Salmana. Słynne aresztowanie jedenastu książąt, a także czterech ministrów, zelektryzowało cały świat, a powagi całej sytuacji dodawał fakt, że dwie z osób, którym postawiono wówczas zarzuty, zginęły podczas próby zatrzymania. Niewątpliwie wpływ Salmana na bliskowschodnią politykę wydaje się coraz bardziej destruktywny – rozpętanie wojny w Jemenie, doprowadzenie do konfliktu z Katarem czy zaognienie walki o wpływy z Iranem – to dotychczasowy dorobek młodego następcy tronu.

Znając temperament prezydenta Donalda Trumpa, w normalnych warunkach ostatni incydent skończyłby się nałożeniem sankcji na Arabię Saudyjską. Amerykański prezydent pozostaje jednak wyjątkowo zachowawczy. Po pierwsze, kryzys dyplomatyczny z Saudami najpewniej mocno podbiłby ceny ropy naftowej, tym bardziej że znajdujemy się w przededniu implementacji sankcji nałożonych na Iran. Po drugie, Arabia Saudyjska jest odbiorcą amerykańskiej broni – na podstawie kontraktu opiewającego na ponad 100 mld USD, co, jak zaznacza sam Trump, „tworzy setki tysięcy miejsc pracy w USA".

Waszyngton znalazł się zatem w bardzo niewygodnym położeniu i wydaje się, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby wywarcie presji na rodzinę królewską, która rzekomo rozważa odsunięcie od władzy księcia Salmana i przekazanie jej w ręce jego młodszego brata, powszechnie uznawanego za osobę o wiele bardziej „przewidywalną". Biały Dom jest świadomy tego, że zbyt impulsywne działanie mogłoby poprzez wzrost cen ropy wpędzić gospodarkę światową w stagflację. Dlatego też, scenariusz powtórki kryzysu z lat 70., który w ostatnich dniach zagościł na wielu nagłówkach, wydaje się mało prawdopodobny, co nie zmienia faktu, że krótkoterminowo czeka nas okres podwyższonej zmienności. ¶