Handel oparty na strachu ściąga w dół indeksy giełdowe, ale od szczytów zawróciła ropa. Inwestorzy w popłochu uciekają od włoskich obligacji, a z tego powodu traci euro. Brexit ciąży na nastawieniu względem funta, a wojny handlowe odbijają się na wartości chińskiego juana. Momenty stabilizacji, jak w ostatni czwartek, są zwodnicze niczym bezpieczne kryjówki w fabule horrorów – potęgują efekt zaskoczenia, gdy potwór nagle atakuje.
Wrażenie niestabilności ogarnęło rynki finansowe. Nie mamy jednego wielkiego powodu do paniki, raczej kilka mniejszych, często znanych od dłuższego czasu, które jeszcze niedawno były bagatelizowane. Ale obecnie mnogość czynników ryzyka podkopuje zaufanie do globalnego ożywienia, wysokich wycen aktywów, fundamentalnych założeń trendów. Negatywne bodźce tworzą atmosferę niepokoju, przez którą inwestorzy łatwo mogą być wytrąceni z równowagi. Pocieszające jest to, że brak jednego większego zagrożenia oznacza, że nie potrzeba superrozwiązania, które zapewne musiałoby być długo debatowane na najwyższym szczeblu (kto pamięta europejski kryzys zadłużenia?). Obecna sytuacja niestety też ma swoje wady. Wygaszanie małych problemów jeden po drugim dopiero po pewnym czasie pozwoli stworzyć wrażenie, że szklanka jest do połowy pełna. Dodatkowo każdy kolejny czynnik ryzyka będzie zwiększał „pulę" spraw, z którymi inwestorzy muszą się zmierzyć. Już za tydzień w USA odbędą się wybory do Kongresu, po których rynki może czekać cukierek (zwycięstwo republikanów) albo psikus (wygrana demokratów). Jako że impuls do wyprzedaży przyszedł z rynku akcji USA, tam będzie trzeba szukać sygnałów, w którym kierunku idziemy dalej i wynik wyborów może być kluczowym drogowskazem.
Niemal każdy horror kończy się klęską potwora/złoczyńcy, a bohaterowie starają się wrócić do normalności. Sądzę, że tym razem nie będzie inaczej i mamy do czynienia co najwyżej z brzydką korektą. Podtrzymuję zdanie, że rynek ugina się pod własnym ciężarem; został pozbawiony łatwych sygnałów do wsparcia zwyżek, a w końcu zaczął wierzyć w powtarzane od miesięcy ględzenie czarnowidzów, że przyszła pora na spadki, bo jesteśmy za wysoko. Osobiście nie widzę, jak za miesiąc mielibyśmy dalej być pogrążeni w obawach o Włochy, brexit, Chiny czy Wall Street. Nie zdziwię się, jeśli zawirowania będziemy wspominać nie jak fabułę horroru, ale jak odcinek przygód Scooby Doo, gdzie każdy potwór jest przebierańcem. ¶