W styczniu zapanowała wręcz euforia, której znakiem rozpoznawczym były nie tylko silne zwyżki na parkietach, ale także hurraoptymistyczne komentarze co do perspektyw gospodarczych. Sprowokowały one szefa największego na świecie funduszu typu hedge do wypowiedzenia znamiennych słów, że „jeżeli trzymasz gotówkę, będziesz się czuł głupkiem". Ta deklaracja padła pod koniec stycznia w Davos, gdzie humory były najlepsze od lat. Tymczasem rynek szczyt ustanowił trzy dni później i na wielu parkietach już go nie poprawił. Z perspektywy czasu powiedzieć można, że trudniej o bardziej książkowe warunki do początku bessy. Ale czy z bessą rzeczywiście mamy do czynienia? Z definicyjnego punktu widzenia niekoniecznie, choć spadki z października każą poważnie brać pod uwagę taki wariant. Jeżeli bowiem spojrzymy na indeks MSCI World w szerszej wersji obejmującej wybrane rynki wschodzące, to strata od styczniowego szczytu do dołka z początku tego tygodnia zbliżyła się do 15 proc. Od początku roku zniżka sięgnęła 8 proc. Rzec można, że wpływ na ten słaby wynik miały kryzysowe warunki w spektrum rynków wschodzących, ale jeżeli skupimy się tylko na rynkach rozwiniętych, to straty nie były wyraźnie mniejsze. Od szczytu zbliżyły się bowiem do 13 proc., a od początku roku przekroczyły 6 proc. Straszy także widoczna na wykresach wspomnianych indeksów dystrybucja akcji. Lutowe zniżki nie zostały bowiem w pełni odrobione, a październik spowodował poprawienie minimów z początku roku. Ponadto wyraźnie osłabli liderzy kilkuletniej hossy, czyli spółki technologiczne oraz cała Wall Street. Do września amerykański rynek opierał się bowiem negatywnej tendencji obserwowanej na wielu pozostałych parkietach, ale i on w końcu uległ niekorzystnej presji. Optymiści powiedzą, że to tylko kolejna korekta, gdyż brakuje wiarygodnych przesłanek zapowiadających recesję i trudno nie przyznać im racji. Na gospodarczym horyzoncie wciąż recesji bowiem nie widać, ale za to spowolnienie aż kłuje w oczy. Wyprzedzające wskaźniki już od miesięcy je sygnalizują, ale teoretycznie nawet to nie musi być większym problemem, gdyż podobne gospodarcze epizody z 2012 oraz 2016 r. globalnej hossy nie wykoleiły. Tym razem jednak sytuacja wydaje się nieco inna, gdyż banki centralne przestają dostarczać płynność, a wręcz ją ograniczają. Oczywiście w krótkim terminie odreagowanie po słabym październiku wydaje się jak najbardziej zasadne, ale później wykluczyć jednak nie można nawrotu słabości, co wypełniłoby formalną definicję bessy, czyli spadek o ponad 20 proc. od szczytu. ¶