Co sprytniejszy, pierwszy zaklepywał sobie rolę pukającego, skazując drugiego kolegę na bycie posłańcem, często skazanym na humory pedagoga. „Ja pukam, ty mówisz" – prosta formuła, która informowała o wsparciu danym z drugiej linii, ale tylko pod warunkiem, że znajdzie się chętny do bycia głosem w sprawie, inaczej cała akcja brała w łeb.
Ta reminiscencja wróciła do mnie w trakcie ostatniej analizy sytuacji na eurodolarze. Na papierze wiele wskazuje za słabością euro (gorsze dane, spór o włoski budżet) przy dominacji dolara (lepsze dane, polityka Fed), tymczasem po kursie EUR/USD ledwo widać adekwatną reakcję: od czerwca jesteśmy niżej o skromne 3 proc., przy czym roczne minima przy 1,13 już raz obserwowaliśmy w sierpniu, a po drodze udało się zawrócić o ponad 4 proc. w górę, do 1,18. Od strony fundamentalnej coś tutaj nie gra, ale rok 2018 jest „magiczny" i nie pierwszy raz otrzymujemy dowody, że czynniki fundamentalne leżą porzucone w kącie i pokrywają się kurzem.
Wahania kursu EUR/USD jest mi łatwiej rozumieć, jeśli porównam inwestorów do takich uczniów, którzy muszą załatwić sprawę w pokoju nauczycielskim. Przysłowiowymi drzwiami do tego pokoju są wsparcia i opory wskazane przez analizę techniczną wykresu eurodolara. Zainteresowanych zachęcam do prześledzenia zachowania rynku przy 1,15 w minionym tygodniu, a wcześniej w okolicach 1,1430, 1,1620 czy 1,18. Częstokroć obserwuję sytuację, kiedy pod wpływem budowanej fali wzrostowej/spadkowej kurs zbliża się do technicznej bariery, po czym pojawia się moment zawahania. Po przebiciu rajd przybiera na sile, gdyż spora część inwestorów tylko czeka, aż ktoś inny pierwszy da sygnał, że tym razem przełamanie się powiedzie. W przeciwnym razie następuje kapitulacja w popłochu, by jak najszybciej zminimalizować straty na błędnie obstawionej pozycji.
Ktoś powie, że taka jest idea wsparć i oporów, ale w zachowaniu eurodolara jest coś więcej. Porażki w retestach poziomów są częstsze, zawroty rynku szybsze i często do nich dochodzi bez uzasadnienia, a nawet w sprzeczności z informacjami napływającymi na rynek. Jakby inwestorom brakowało zaufania i przekonania, że racjonalnie ciągnięcie kursu w danym kierunku znajdzie innych popleczników. W rezultacie decydują się na poparcie swoich przekonań transakcjami, dopiero gdy zyskają pewność, że nie będą odosobnieni, że w grupie zawsze raźniej. Ot, taki przejaw nieuzasadnionego dziecinnego tchórzostwa. ¶