Z charakterystyczną dla siebie łatwością amerykański prezydent wykonał kolejną woltę i zasugerował, że zbliżający się szczyt G20 najprawdopodobniej nie przyniesie żadnego przełomu, a scenariuszem bazowym jest dla niego wejście w życie zapowiadanych na początek stycznia działań. Oczywiście może być to traktowane jako machanie szabelką, ale zaostrzenie retoryki w kwestiach Meksyku czy doniesienia, że w przyszłym tygodniu powróci kwestia ceł na europejskie samochody, sugerują raczej, że na naszych oczach odbywa się świadomy powrót do protekcjonizmu w bardziej radykalnej postaci.
Wprawdzie S&P500 czy Nasdaq dopiero co notowały kolejne minima, ale obserwując zachowanie reszty świata, trzeba zwrócić uwagę, że trwająca od początku października korekta ma od kilku tygodni bardzo łagodny przebieg. Rozwianie iluzji, że konflikt handlowy musi się mieć ku końcowi, powinno dodawać siły niedźwiedziom, ale na przeszkodzie stoi tu jeszcze jeden czynnik, czyli coraz większa wiara w to, że forward guidance poważnie zmieni się podczas nadchodzącego w grudniu posiedzenia Fedu.
Rentowności amerykańskich dziesięciolatek oddaliły się od tegorocznych szczytów, ale jeszcze lepiej widać to po zachowaniu dolara, który wbrew wieloletnim zwyczajom wykazuje tendencję do osłabiania podczas szczególnie słabych sesji giełdowych. O ile nie zobaczymy na początku grudnia poważnej wyprzedaży, my sami będziemy widzieć grudniowe posiedzenie jako źródło asymetrycznie negatywnych ryzyk. Nawet jeżeli przyjąć obecny tzw. rynkowy konsensus, że w 2019 r. czekają nas tylko dwie podwyżki stóp procentowych, zmiana w retoryce FOMC musi być bardzo łagodna, o ile marcowy termin kolejnego ruchu ma pozostać wiarygodny.
Pogarszające się otoczenie zewnętrzne amerykańskiej gospodarki sprawia, że z dużą dozą prawdopodobieństwa wchodzimy w okres, gdy presja rynku na przejście Komitetu w tryb neutralny będzie wzrastać. Malejąca dynamika zysków czy powszechna wiara w recesję w roku 2020 same w sobie powinny szkodzić S&P 500, a przerwanie podwyżek nawet na kwartał znacznie utrudni ich kontynuację bez powodowania silnego wzrostu zmienności. Uważamy zatem, że zmiana dotychczasowego stanowiska może być bardziej delikatna, niż się to powszechnie uważa, a twarda deklaracja, że kolejne działania są rzeczywiście „data dependable", może zostać odłożona na marzec. Jeżeli tak się stanie, zakładamy możliwość szybkiego zejścia indeksów poniżej lutowych dołków i całkowitego zaprzeczenia sezonowości końca roku. Mikołaj może tym razem naprawdę nie przyjechać. ¶