Premier Conte w przyszłorocznym projekcie budżetu zakłada obniżkę deficytu do 2,04 proc. PKB z proponowanego poziomu 2,4 proc., który jeszcze nie tak dawno wzbudzał wśród urzędników Komisji Europejskiej stanowczy sprzeciw.

Włoski rząd nie planuje rezygnować z kosztownych obietnic wyborczych, a przyjęte poziomy deficytu są kwestią dość optymistycznych założeń. Niektóre źródła podają, że założenia opierają się na prognozowanym wzroście gospodarczym Włoch w kolejnych trzech latach na poziomie przekraczającym 1,5 proc. r./r. Trudno wierzyć w taki scenariusz, tym bardziej że niedawno opublikowana prognoza MFW pokazuje, że w przyszłym roku Włochy mogą liczyć co najwyżej na wzrost PKB na poziomie 1 proc. Wydaje się, że nie przeszkadza to KE, która w sposób entuzjastyczny podchodzi od iluzorycznej przebudowy planu budżetowego Włoch. Jednak zmiana punktu widzenia została wymuszona poniekąd otoczeniem zewnętrznym.

Z protestu przeciwko podwyższeniu cen paliw we Francji „żółte kamizelki" stały się ogólnonarodowym ruchem, który wymusił drastyczną rewizję polityki fiskalnej. Przy tak niskim poparciu Macrona populizm przypisywany do tej pory głównie Włochom stanie się najprawdopodobniej lekarstwem na problemy Francji. Szybkie wyliczenia wskazują, że kosztowne obietnice prezydenta Macrona zwiększą przyszłoroczny deficyt do 3,5 proc. PKB, co jest istotnym naruszaniem dopuszczalnego limitu. Wprawdzie w przypadku Włoch stosunek długu do PKB przekracza obecnie 130 proc., ale w przypadku Francji wskaźnik wcale nie wygląda lepiej i wynosi ok. 100 proc. PKB.

Mogłoby się zdawać, że tarapaty Francji pozwoliły na jakiś czas „przyćmić" problemy Włoch. Efekt widoczny jest już w rentownościach włoskich 10-latek, które znalazły się poniżej 3 proc. Nie wydaje się jednak, by tendencja ta w obliczu zakończenia QE utrzymała się na stałe. Spread występujący między francuskimi 10-latkami a ich niemieckimi odpowiednikami oscyluje w granicach 50 pkt baz., czyli poziomu widzianego ostatnio wiosną 2017 r., kiedy to cała Europa obawiała się zwycięstwa Marine Le Pen. Niewykluczone, że skala kryzysu politycznego we Francji doprowadzi do rozszerzenia spreadu nawet do 80 pkt baz.