Inwestorzy amerykańscy od dawna mieli świadomość przebywania w późnej fazie ożywienia gospodarczego, ale związane z nią zagrożenia były traktowane pobłażliwie z uwagi na uporczywe utrzymywanie się wskaźników gospodarczych na wysokich poziomach. Ostatnie tygodnie ubiegłego roku przyniosły zimny prysznic, który zresztą nie był trudny do przewidzenia. Od dawna bowiem było wiadomo, że negatywne efekty konfliktu handlowego w USA także się pojawią, tyle że z pewnym opóźnieniem. Po prostu przedsiębiorcy w reakcji na nowe cła początkowo zwiększyli swoje zamówienia, co zresztą sygnalizowały bardzo dobre dane o chińskiej wymianie handlowej. Tym samym przyszły i teraźniejszy popyt został skumulowany, co maskowało postępujące spowolnienie gospodarcze.
Swoje trzy grosze dodały w zeszłym roku także dwa inne ważne czynniki. Pierwszy związany był z cięciami podatków, co znalazło wyraźne odzwierciedlenie w dynamice wyników spółek. Drugi to rozdmuchany deficyt budżetowy, który utożsamiać można z ekspansywną polityką fiskalną. Wszystko to oznaczało wyjątkowe skumulowanie pozytywnych efektów, które jednak działały na krótką metę i tym samym ukrywały importowane z otoczenia spowolnienie, którego ujawnienie się było przesądzone.
Pierwsze jego symptomy zostały więc przyjęte z niemałym zaskoczeniem i stąd silniejszy wcześniej rynek amerykański zmuszony został do dynamicznego dostosowania się do widocznego już wcześniej globalnego realizmu słabnącej koniunktury.
Problem jednak w tym, że wcześniejsza, optymistyczna i nieuzasadniona skrajność zamieniona została na przeciwną skrajność, również nieuzasadnioną. Zaczęto bowiem przez wszystkie przypadki odmieniać słowo „recesja", które zmroziło zarządzających. Ci stali się nadzwyczaj pesymistyczni w swych osądach – co umożliwiło noworoczny rajd ulgi. Jego podłożem był wyraźnie lepszy od oczekiwań grudniowy raport z amerykańskiego rynku pracy oraz przyjęcie przez Fed bardziej elastycznej postawy, co w praktyce oznacza pauzę w dalszym zacieśnianiu polityki pieniężnej.
Łagodniejsza Rezerwa Federalna przyniosła z kolei zwiększone zainteresowanie przecenionymi w minionym roku rynkami wschodzącymi. Tym samym zarówno indeks MSCI Emerging Markets, jak i nasz krajowy rynek flirtują z możliwością wybicia górą z kilkutygodniowych konsolidacji. Wygląda to nieźle, szczególnie że ignorowana jest seria słabszych danych z Chin. Problem jednak w tym, że konsensus zaczął faworyzować całą klasę rynków wschodzących, a to z reguły nie kończy się zbyt dobrze. ¶