Jeżeli ktoś ma wątpliwości, czy to, co wydarzyło się na Wall Street w ostatnim kwartale roku, ma racjonalne przyczyny, właśnie otrzymuje odpowiedź. Zgodnie z danymi Factset prognozowana dynamika zysków spółek z S&P 500 spadła w ciągu ostatnich trzech miesięcy (pomiędzy 15 października a 15 stycznia) o około 5 pp. Obecny konsensus niewiele przekracza 10 proc. r./r., czyli poziom odpowiadający z grubsza temu, co zaprezentowały spółki mające publikacje wynikowe za sobą. Skala ujemnych rewizji jest największa od początku 2015 r. i jak najbardziej spójna z korektą, która miała miejsce w tym czasie. Jeżeli coś wydaje się podejrzane, to raczej siła ostatniego odbicia, które dokonało się, gdy prognozy wyników wciąż były obniżane przez analityków. Sektory, dla których rewizje były najostrzejsze, czyli energetyka (-29,7 proc.) i IT (-7,2 proc.), były tymi, które odegrały największą rolę w grudniowym załamaniu.
Zachowanie cen banków inwestycyjnych w reakcji na publikacje sprawozdań sugeruje, że rzeczywiste oczekiwania mogły być jeszcze niższe, niż wskazuje FactSet. Gorsze od przewidywań przychody, które w ostatnim półroczu wystarczały, by doprowadzić do silnych wyprzedaży, tym razem były lekceważone, podobnie jak fakt, że lepsze zyski wynikały w większości przypadków wyłącznie z dalszego spadku efektywnej stopy opodatkowania, która w tym roku powinna znowu zacząć rosnąć.
Styczniowe zachowanie amerykańskiego parkietu trudniej tłumaczyć czymkolwiek poza pozostającym w fazie plotek ociepleniem na linii USA–Chiny i dyskontowaniem nadchodzącego porozumienia handlowego. Niewiarygodne informacje o bilionowych chińskich zakupach w Stanach Zjednoczonych czy rezygnacji USA z wprowadzonych w ubiegłym roku ceł rozgrzały oczekiwania tak bardzo, że jakikolwiek scenariusz poza rozczarowaniem staje się coraz mniej prawdopodobny. Wprawdzie S&P 500 przekroczył poziom 2650 pkt, który zdaniem wielu analityków miał uruchomić kolejną fazę popytu, ale naszym zdaniem może się to okazać fałszywym sygnałem. Ceny akcji znajdują się wprawdzie na poziomie wskaźnikowym poniżej pięcioletniej średniej, ale w obecnej fazie cyklu, przy bardzo poważnym ryzyku dalszych ujemnych rewizji prognoz na 2019 r., jest to jak najbardziej uzasadnione. Dodatkowym czynnikiem jest blokada, którą dla zwyżek może się okazać Fed. Dotychczasowe odbicie nie wywołało istotnego wzrostu wycen kolejnych podwyżek na rynku długu, co niepokojąco przypomina sytuację z grudnia. ¶
Kamil Cisowski dyr. zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego, Xelion DM