Opadały one raczej pod ciężarem ostatnich zwyżek. I właśnie problem katalizatora, który wsparłby kolejną falę hossy, jest chyba dzisiaj największą zagadką inwestorów. Nieco inaczej ma się rzecz w przypadku indeksu akcji japońskich i tych w USA, gdzie odbicie po grudniowych spadkach było silne i zredukowało znaczącą część wcześniejszych strat. Tutaj przestrzeń do realizacji zysków jest spora.
Inne perspektywy mają WIG20 i DAX, gdzie tendencja spadkowa trwała w 2018 r. dłużej, a i odbicie nie było tak dynamiczne. Na polskim rynku najlepiej wypadały małe spółki skupione w sWIG80, mają one jednak jeszcze ogromny dystans do nadrobienia. Nie możemy zapominać, że związane z mniejszymi walorami ryzyko płynności dalej jest w grze i prędzej czy później się zmaterializuje, wpływając ponownie na indeks sWIG80.
Z drugiej strony, pomimo wzrostu, małe spółki są w dalszym ciągu bardzo tanie, więc dla inwestorów z niskimi potrzebami płynnościowymi może to być dobra inwestycja w dłuższym terminie.
Patrząc na najbliższe tygodnie, nie widzę czynników mogących trwale odwrócić wzrostowy trend. Korekta, i to znacząca, pozostaje aktualna. Indeks S&P 500 nie był w stanie pokonać kluczowego oporu na 2800 pkt, podobnie jak WIG20, który od dłuższego czasu ma problem z 2400 pkt. To są kluczowe granice wyznaczające dalszy etap hossy.
Ciekawie wygląda za to sytuacja indeksów w Europie Zachodniej. Spowolnienie gospodarcze jest co prawda w grze, ale ostatnie działania EBC mogą je nieco złagodzić. Podczas ostatniego posiedzenia EBC zdecydował się na uruchomienie kolejnej rundy TLTRO. Program ten może złagodzić skutki spowolnienia gospodarczego i być pretekstem do dalszych zakupów na europejskich rynkach akcji.