Są to akcje, obligacje oraz stosunkowo najmniej popularne surowce. Patrząc na tegoroczne notowania tych trzech głównych klas, można powiedzieć, że warunki inwestycyjne są wyśmienite. Szczególnie niedawny koniec pierwszego półrocza dostarczył garść interesujących statystyk. Otóż amerykański indeks S&P 500 zanotował najlepszą pierwszą połowę roku od ponad 20 lat i ustanawiając kolejne rekordy, po raz pierwszy w historii przekroczył poziom 3000 pkt. Ten sam okres w Europie Zachodniej również był bardzo udany i główne indeksy zanotowały najmocniejsze zwyżki od 1998 roku. Skromniejsze były zwyżki w spektrum rynków wschodzących, ale również zaangażowani w tym segmencie nie mogli specjalnie narzekać. Bardziej jednorodna była koniunktura na rynku długu. Notowania obligacji skarbowych już od jesieni zeszłego roku znajdują się w hossie, a w tym roku uległa ona rozszerzeniu na dług korporacyjny.
Historyczne minima rentowności ustanowiły długoterminowe papiery dłużne wielu krajów, a aż 13 bln dolarów długu zanotowało nawet ujemne oprocentowanie. Na dodatek z wieloletniego letargu przebudziło się złoto, którego cena po raz pierwszy od 2013 roku wzbiła się ponad poziom 1400 dolarów za uncję. Jak to możliwe, że hossa swoim zasięgiem objęła niemalże całe inwestycyjne spektrum?
Słabnąca koniunktura gospodarcza zaktywizowała bowiem banki centralne do nowej fali luzowania swojej polityki. Jest to środowisko bardzo sprzyjające bezpiecznym obligacjom, ale nie zawsze służy ryzykownym akcjom. Inwestorzy zdają się jednak przejawiać nadzieję, że aktywne podejście w polityce monetarnej, i potencjalnie także fiskalnej, uchroni główne gospodarki przed naprawdę silnym spowolnieniem. Przykłady tego już zresztą obserwowaliśmy po 2009 roku, kiedy na stałe do inwestycyjnego słownika weszły takie pojęcia, jak niekonwencjonalna polityka pieniężna czy stymulowanie wzrostu wydatkami budżetowymi. W dłuższym okresie nie jest możliwe, aby świetna koniunktura obejmowała jednocześnie wszystkie główne klasy aktywów i zapewne prędzej czy później akcje, ale także obligacje, złapią wyraźniejszą zadyszkę. Nie oznacza to jednak, że należy je na stałe usuwać ze swojego portfela i pierwsza połowa tego roku jest tego najlepszym dowodem. Może być ona wykorzystana jako inwestycyjna lekcja pokory przed definitywnym skreślaniem pewnych aktywów. Jednocześnie pokazuje benefity dywersyfikacji, także tej geograficznej, gdyż w przypadku polskich akcji słowo „hossa" niestety wciąż nie za bardzo pasuje. ¶