„Trzęsienie ziemi... ale co dalej?" – takie pytanie przed dwoma tygodniami postawiłem na łamach „Parkietu". Odnosiło się ono do mocnych spadków na giełdach z końca lutego, wywołanych pojawieniem się koronawirusa we Włoszech. Odpowiedź na nie wbrew pozorom nie była oczywista. Doświadczenie podpowiadało bowiem, że „ryzyko dłuższego okresu dekoniunktury na giełdach jest spore", ale te same giełdy w ostatnich latach tak często wyprowadzały w pole giełdowe niedźwiedzie, że wcale nie było pewności, iż indeksy zanurkują, a parkiety doświadczą dawno nieoglądanej bessy. Szczególnie te największe. Dziś sprawa jest już oczywista. Dynamika rozprzestrzeniania się koronawirusa na kontynencie europejskim jest podobna do tej obserwowanej wcześniej w Chinach. Nie trzeba być ekspertem, żeby wysnuć wniosek, że za chwilę będzie jeszcze gorzej, że epidemii nie da się zastopować jeszcze przez wiele tygodni, a już wkrótce ten problem dotknie USA. Tym samym obawy przed recesją w Europie wydają się w pełni uzasadnione. Tak samo jak strach przed mocnym hamowaniem w Stanach Zjednoczonych. Nie dziwi więc, że przed wyprzedażą akcji nie powstrzymuje nawet wizja szybkiego obniżenia przez Fed stóp do zera.
Jakby tego było mało to doszedł jeszcze jeden czynnik. Spór między Rosją i Arabią Saudyjską, czego efektem jest rozpoczęta właśnie wojna cenowa na rynku ropy. Takie wojny szybko się nie kończą, a są groźne dla całej branży naftowej. Szczególnie w USA. To kolejny mocny argument za ucieczką z rynku akcji. I pewnie niejedyny.
Epidemia koronawirusa, sytuacja na rynku ropy, ryzyko przerwania łańcuchów dostaw i niewiele monetarnych nabojów, jakie mają do dyspozycji banki centralne, nie są dobrą wróżbą na przyszłość. Już teraz można orzec, że dla globalnej gospodarki rok 2020 jest już stracony. Dla giełd stracone jest natomiast to półrocze. Pytanie, czy tylko to? Można się obawiać, że niestety nie.
Co to wszystko możne oznaczać dla poszczególnych indeksów? W przypadku S&P 500 powrót do minimów z 2018 roku (2346,6 pkt), zarówno na gruncie fundamentów, jak i techniki, to w tej chwili scenariusz minimum. Oznacza to przecenę jeszcze o 16 proc. Gdyby w podobnej skali spadł DAX, znalazłby się poniżej 9000 pkt, a WIG20 poniżej 1400 pkt.