Kurs BTC/USD notował w pewnym momencie środowej sesji 30-proc. spadek wobec poziomu zamknięcia z poprzedniego dnia, a więc mniej więcej taką samą skalę dziennej zniżki jak w trakcie koronawirusowej paniki 12 i 13 marca ub.r. Po tym 30-proc. załamaniu przyszło odreagowanie (formacja „młota") i ostatecznie środowy spadek kursu BTC/USD wyniósł -8,8 proc. Od początku 2018 r. tylko dwa razy – tak jak w środę – sesja kończyła się na tym instrumencie 25 proc. wyżej od sesyjnego dołka. Stało się tak 26 lutego 2018 r. oraz 13 marca 2020 r. W obu przypadkach nadchodził później dynamiczny wzrost (krótki, bo zaledwie dwutygodniowy, w 2018 r. oraz długi, trwający przez następny ponad rok po takim sygnale z marca 2020 r.).

Co ciekawe, również we wtorek i środę ceny kontraktów na emisję dwutlenku węgla zanotowały najsilniejszy od marca ub.r. dwusesyjny spadek o 11,8 proc. Na razie jednak takie najsilniejsze od czasu koronawirusowej paniki sprzed 14 miesięcy spadki na takich dziwnych rynkach nie przekładały się na zachowanie rynków akcji. Być może trzeba będzie poczekać jeszcze kilka–kilkanaście dni. Tradycyjna – bo rozpoczynająca się w apogeum gospodarczej recesji – zwyżka cen amerykańskich akcji do tej pory podążała ścieżką swej poprzedniczki z okresu wielkiej recesji. Wtedy ceny akcji na świecie rosły dynamicznie przez 13 miesięcy od marca 2009 r. do kwietnia 2010 r., po czym nadeszła silniejsza korekta, której elementem był pobudzający emocje „Flash Crash" na Wall Street. Kusi myśl, że teraz powinno być jakoś podobnie.

Nasz rynek akcji też trzymał się cały czas w pobliżu swego rocznego maksimum, co można jakoś próbować wyjaśniać doskonałymi wynikami polskiego przemysłu, którego produkcja w ciągu 16 miesięcy od przedcovidowego grudnia 2019 r. do kwietnia br. wzrosła realnie najsilniej w Europie (+13,3 proc.), wyprzedzając pod tym względem Bośnię i Hercegowinę oraz Turcję, które zajmowały pozostałe miejsca na podium. Warto też pamiętać, że stało się to kosztem wzrostu cen detalicznych w naszym kraju. Według danych Eurostatu roczna dynamika zharmonizowanego CPI w Polsce wyniosła w kwietniu + 5,1 proc. i w UE i okolicach ustępowała jedynie tej zanotowanej na Węgrzech (+5,2 proc.). Ta miara tempa inflacji w naszym kraju osiągnęła najwyższy poziom od 20 lat. To mocno niepokojące, ale jednocześnie na drugim końcu zestawienia rocznych dynamik HICP w Europie była Grecja (-1,1 proc.), więc do końca nie wiadomo, co lepsze. ¶