Dlaczego ceny mieszkań miałyby wyhamować? Pęka bańka?
W latach 2007–2008 mieliśmy do czynienia z bańką, bo popyt był mocno pompowany kredytami. Wtedy łatwiej było uzyskać pożyczkę, bo zdolność była inaczej wyliczana, można było zaciągnąć hipotekę we franku szwajcarskim czy w euro, gdzie oprocentowanie było niższe niż w złotych. Klienci mogli sobie wtedy na więcej pozwolić, mimo że relacja wynagrodzeń do cen mieszkań była znacznie mniej korzystna niż teraz. Jeśli chodzi o dostępność mieszkań, czyli relacje wynagrodzeń do cen mieszkań, w kolejnych latach po kryzysie ona się wyraźnie poprawiała, bo wynagrodzenia rosły relatywnie szybko, a ceny mieszkań do około 2012–2013 spadały. Potem nastąpiło pewne odbicie, a silny trend wzrostowy cen mieszkań ukształtował się po 2016 r. Tak naprawdę dopiero w 2019 r. mieliśmy odwrócenie tego korzystnego trendu, jeśli chodzi o dostępność mieszkań, czyli dynamika wzrostu cen lokali zaczęła przewyższać dynamikę wzrostu płac. W efekcie być może już w 2020 r. mielibyśmy do czynienia ze spowolnieniem popytu, ale przyszła pandemia, a z nią silne obniżenie stóp procentowych – i to de facto bardzo mocno napędziło jeszcze sprzedaż. Nieprzypadkowo w I połowie tego roku mieliśmy rekordową sprzedaż w Polsce. Na rekordowo niskie stopy nałożyły się też realizacja odłożonego popytu z zeszłego roku, kiedy mieliśmy lockdown, oraz oczywiście rosnąca inflacja, która skłoniła do lokowania w mieszkania w nadziei na ochronę wartości oszczędności.
Mamy teraz kilka czynników wpływających na poziom sprzedaży mieszkań. Podwyżki stóp procentowych będą w stanie, jak wspomniałem, wyhamować popyt inwestycyjny. Druga sprawa to zaostrzenie zasad wyliczania zdolności kredytowej przez Rekomendację S z lipca. Mamy też niekorzystną już relację tempa wzrostu cen mieszkań i płac. Wydaje się, że to powinno powodować hamowanie sprzedaży w II połowie tego roku i w przyszłym roku. Szczególnie że w 2022 r. bardzo prawdopodobnie zwiększy się podaż. Z jednej strony, z powodów wymienionych wcześniej zmniejszy się nieco popyt, a z drugiej widzimy dziś w statystykach dużą liczbę mieszkań w rozpoczynanych inwestycjach i w uzyskiwanych przez deweloperów pozwoleniach na budowę, co znajdzie odzwierciedlenie w większej ofercie.
To prawda, że w skali ogólnopolskiej ten poziom rozpoczynanych inwestycji i uzyskiwanych pozwoleń jest bardzo duży, ale to dotyczy głównie mniejszych miast, a w aglomeracjach nie wygląda to już tak różowo, a przecież tam głównie działają deweloperzy giełdowi...
W największych aglomeracjach faktycznie są poważne problemy z dostępnością gruntów. Dlatego coraz popularniejszym sposobem na rozwiązanie tego są przejęcia.
Deweloperzy zwracają też uwagę na przedłużające się procedury administracyjne.