Zaproponowana przez Marka Zuckerberga cyfrowa waluta Facebooka wzbudziła w świecie finansów wielkie poruszenie. Szczególnie w gronie regulatorów i banków centralnych. Władze tych ostatnich poczuły, że grozić im może utrata monetarnego monopolu. Zamiast chować głowę w piasek wzięły się jednak do roboty. W ostatnich tygodniach dowiedzieliśmy się bowiem, że pilotażowe testy cyfrowego juana ruszą jeszcze w tym roku, a bankierzy we Francji prężnie pracują nad wirtualną wersją euro.

Chiński pośpiech

O tym, że banki centralne coraz poważniej myślą o „wirtualnym przewalutowaniu" bazującym na technologii rozproszonych rejestrów (DLT) dowiedzieliśmy się m.in. miesiąc temu z raportu „Retail CBDs: The next payment frontier". Opracowały go wspólnie IBM i niezależny think tank bankowy OMFIF (The Official Monetary and Financial Institutions Forum). Z raportu wynika, że władze monetarne w wielu państwach dostrzegają konkurencyjność cyfrowych nośników wartości, które w obliczu rosnących kosztów tradycyjnej bankowości stają się atrakcyjną alternatywą. Efektem tego są planowane testy i wdrożenia własnych e-walut, tzw. CBDC, czyli Central Bank Digital Currency. Taki plan ma 70 proc. ankietowanych banków, a większość z nich deklaruje, że w ciągu pięciu lat projekt byłby gotowy do użytku detalicznego. Ostatnie doniesienia mediów pokazują, że niektórym spieszy się bardziej.

GG Parkiet

Mowa tutaj przede wszystkim o Ludowym Banku Chin. Pierwotnie zapowiadano, że e-juana zobaczymy w I kw. 2020 r. Lokalna prasa informowała jednak ostatnio, że projekt pilotażowy ruszy jeszcze w grudniu. Objąć ma dwa miasta – Shenzen i Suzhou. W testowym wdrożeniu pomagać będą cztery państwowe banki oraz trzy firmy telekomunikacyjne. O wirtualnym juanie wiadomo niewiele. Ma ponoć bazować na technologii blockchain, ale nie wiadomo, czy ów łańcuch został opracowany od podstaw przez bankowych programistów, czy jest wdrożeniem bazującym na rozwiązaniach już istniejących. Jego system płatniczy to DCEP (ang. digital currency electronic payment) i na początku ma być dostosowany do prostych transakcji, m.in. zakup biletów komunikacji miejskiej. Jeśli testy się powiodą, wirtualny juan będzie gotowy do szerszej adopcji już za kilka miesięcy.

Europa wchodzi do gry

W emitowanym 6 grudnia programie „Prosto z parkietu" prof. Krzysztof Piech z Uczelni Łazarskiego wyraził zaniepokojenie, że w walutowo-technologicznym wyścigu między USA i Chinami, udziału nie bierze Stary Kontynent. Te obawy okazały się prorocze. Oto bowiem prezes Banku Francji François Villeroy de Galhau zapowiedział kilka dni temu, że do końca I kwartału 2020 r. zostaną przeprowadzone testy e-euro dla instytucji. Pilotażowy projekt będzie skierowany wyłącznie do prywatnych podmiotów sektora finansowego i nie będzie obejmować płatności detalicznych dokonywanych przez osoby fizyczne. – Zależy mi na szybkim wdrożeniu co najmniej jednej CBDC, by stać się globalnym pionierem na tym polu i stanowić przykład dla innych banków – powiedział Galhau. Wygląda na to, że wyścig zaczął się na dobre, a Francja, mimo opóźnienia względem Chin, wcale nie stoi na straconej pozycji. Jak zauważa portal cointelegraph.com, pod koniec listopada 2019 r. pierwszy zastępca prezesa Banku Francji wezwał do stworzenia europejskiego systemu rozliczeń i płatności opartych na blockchainie, a Centrum Informacji i Komunikacji Społecznej Francuskiej Armii i Żandarmerii weryfikowało swoje wydatki sądowe w oparciu o łańcuch bloków Tezosa. Warto dodać, że francuski startup Keplerk wprowadził możliwość płacenia bitcoinem w ponad 5000 sklepów z tytoniem. Baza pod e-waluty stopniowo się rozwija i wiele wskazuje na to, że w 2020 r. czeka nas na tym polu międzynarodowy wyścig...