Tkwiący od maja w marazmie rynek cyfrowych aktywów w końcu się przebudził. Najpierw w górę ruszyła cena ethereum, a później bitcoina. W efekcie kurs pierwszego dotarł w ostatnich dniach do 333,5 USD, a drugiego do 11 395 USD. To najwyższe poziomy od roku. Kapitalizacja całego rynku zwiększyła się z 267 mld USD na początku lipca do obecnych 330 mld USD, a znana platforma Bakkt odnotowała dzienne rekordy obrotów. Wygląda na to, że inwestorzy wrócili na ten rynek, a razem z nimi tytułowe pytania.
Skok notowań
Silne ruchy notowań kryptowalut zawsze rozbudzają emocje i sprawiają, że media społecznościowe zalewane są postami, w których więcej jest myślenia życzeniowego niż twardej argumentacji. To, czy bitcoin, ethereum i inne cyfrowe aktywa ruszą w kierunku swoich rekordów historycznych, jest i pozostanie wielką niewiadomą, a ci, co prognozują taki ruch ze 100-proc. pewnością, świadomie bądź nieświadomie wprowadzają w błąd i karmią ludzką chciwość. Istotne w tym momencie jest to, dlaczego rynek kryptowalut w ogóle ruszył w górę i dlaczego zrobił to z takim opóźnieniem względem rynku akcji, z którym w czasie lutowo-marcowego krachu był dodatnio skorelowany? Zaraz po wybiciu pojawiły się w mediach spekulacje. Tłumaczono to m.in. wzrostem globalnego zainteresowania zdecentralizowanymi finansami (DeFi), a Bloomberg powoływał się na rozwój sieci bitcoina mierzonej przyrostem nowych adresów. Problem w tym, że te informacje mają charakter cenotwórczy, ale raczej w długim terminie. Projekty DeFi nie istnieją od dziś, podobnie jak nie od dziś rozwija się Lightning Network bitcoina. Nie było jednak albo jeszcze nie znamy informacji bezpośrednio z branży, która mogła dać impuls do zwyżek.
W przeszłości bitcoin „lubił" gwałtownie zyskiwać wtedy, gdy coś niespodziewanego i niedobrego działo się w tradycyjnych finansach, np. podczas kryzysu na Cyprze w marcu 2013 r., gdy obywatele tego kraju stracili dostęp do swoich depozytów w bankach. Teraz, w ujęciu globalnym, do środków finansowych dostępu raczej nie brakuje. Banki centralne w strachu przed konsekwencjami pandemii koronawirusa włączyły w „drukarkach" szósty bieg i na rynkach pojawiła się nadpłynność, pchająca w górę indeksy, surowce, a teraz także bictoina.
Złota korelacja
Warto pamiętać, że kryptowaluty już od kilku lat pukają do rynku kapitałowego, czego efektem jest coraz więcej uregulowanych platform handlowych, usługi depozytowe dla kluczy prywatnych, a także coraz szersza paleta instrumentów – od rynku spot, przez kontrakty terminowe po opcje – dostępna na tradycyjnych giełdach i u brokerów forexowych. Przybywa też funduszy specjalizujących się w cyfrowych aktywach lub po prostu włączających je do swojego szerokiego portfolio. Dzięki temu inwestorom coraz łatwiej uzyskać ekspozycję na ten rynek, a że otoczenie niskich stóp i nadpłynności sprzyja obecnie poszukiwaniu alternatyw, to niewykluczone, że ostatni ruch to po prostu efekt właśnie takich poszukiwań. – Fiatowa nadpłynność puka do crypto – komentował na Twitterze Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.