Spośród najwyżej rozwiniętych państw szczególnie dotkliwy spadek produktu krajowego brutto czeka w tym roku Wielką Brytanię, Niemcy i Japonię. Każda z tych gospodarek skurczy się o ponad 2,5 proc., podczas gdy USA, które przecież stanowią źródło obecnego kryzysu, odnotują zniżkę PKB o 1,6 proc. – prognozował w styczniowym raporcie Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Oczywiście, w takiej sytuacji jak obecna wiarygodność prognoz ekonomicznych jest co najmniej wątpliwa. Jednak nawet jeśli recesja w tych i innych państwach okaże się głębsza, niż zakładał MFW, przetasowań w rankingu najbardziej poszkodowanych gospodarek przypuszczalnie nie będzie. Tymczasem skład tej listy jest niezwykle wymowny.
O ile Wielka Brytania była od początku niemal idealnym kandydatem na ofiarę kryzysu, choćby z powodu bańki na rynku nieruchomości, to Niemcy były przecież do niedawna uważane za wcielenie gospodarczej roztropności. Japonia, która dopiero na początku tej dekady zregenerowała się po poprzednim kryzysie, także wydawała się zaszczepiona na tę chorobę. To, że tak różne gospodarki okazały się równie podatne na zawirowania na światowych rynkach finansowych, pokazuje, jak trudno w erze globalizacji uniknąć kryzysu poprzez odpowiednią politykę gospodarczą.
[srodtytul]Chory człowiek Europy[/srodtytul]
Zaczyn kryzysu w Wielkiej Brytanii był trudny do przeoczenia. Przede wszystkim bańka na rynku nieruchomości była tam bardziej spektakularna niż w Stanach Zjednoczonych. W ciągu pięciu lat przed wybuchem kryzysu ceny domów podwoiły się, podczas gdy w Japonii i Niemczech charakteryzowały się znaczną stabilnością.