W 2009 roku gospodarka światowa wkroczyła jak pięściarz, który po serii celnych ciosów słania się na nogach. Największą ironią obecnego kryzysu jest to, że jego olbrzymia skala jest pochodną tych samych procesów globalizacji, które przez ostatnie lata zapewniały światu prosperity.
Można powiedzieć, że oto właśnie mamy okazję poznać jej drugą twarz. Należy liczyć się z tym, że upadek systemu, w oparciu o który w ostatnich latach funkcjonowała światowa gospodarka, spowoduje, że średnioroczne tempo wzrostu spadnie w ciągu nadchodzącej dekady do 2,5-3 proc. z ponad 4 proc., z którymi mieliśmy do czynienia w latach 2000-2007.
[srodtytul]Asymetryczny rozwój produkcji i konsumpcji[/srodtytul]
Jak nigdy dotąd w ostatnich latach globalizacja objęła praktycznie wszystkie kraje świata i obydwa kluczowe obszary: przepływy finansowe i sferę realną. Te pierwsze związane są z redystrybucją światowych oszczędności, drugie - z postępującym podziałem globalnej konsumpcji i produkcji.
Jeśli chodzi o redystrybucję globalnych oszczędności, globalizacja ułatwiała krajom posiadającym ich deficyt (w stosunku do lokalnych inwestycji) łatwe pozyskanie zagranicznego finansowania. Głównym beneficjentem tego procesu stały się USA, będące największym odbiorcą zagranicznego kapitału. Odzwierciedleniem tego zjawiska był rosnący deficyt rachunku obrotów bieżących (w 2007 r. na Stany Zjednoczone przypadła prawie połowa światowego deficytu).