Jak wynika z danych szwajcarskiego banku UBS, w ciągu tygodnia zakończonego 14 maja notowane na giełdach fundusze inwestujące w złoto zwiększyły jego zasoby o 41,7 ton, najwięcej od 14 miesięcy. Jest to więcej niż łączne wydobycie w Chinach, Australii i 15 kolejnych krajach z czołówki producentów żółtego kruszcu. W zeszłym roku państwa te dostarczały bowiem na rynek średnio 41,6 ton złota tygodniowo – wynika z danych firmy analitycznej GFMS.
Chociaż od rekordu z 14 maja, kiedy za uncję płacono po 1249,4 USD, ceny złota spadły o ponad 5 proc. (w Londynie płacono wczoraj po 1188 USD), to z prognoz wynika, że inwestorzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Analitycy i traderzy ankietowani przez Bloomberga szacują średnio, że przed końcem roku złoto będzie kosztować po 1500 USD za uncję.
– Cena może pójść w górę nawet o tysiąc dolarów. Problemy, jakie obserwujemy w Europie, tylko przypominają, jak wartościowe jest złoto, jeśli chodzi o bezpieczeństwo inwestycji – mówi Evan Smith, zarządzający z firmy inwestycyjnej U.S. Global Investors.
Inwestycje w złoto są zwykle popularne w czasie osłabiania się dolara i zwyżek inflacji. Jednak kruszec zyskuje także w innych warunkach. W 2008 r. zdrożał o prawie 6 proc., chociaż inflacja w USA wyniosła jedynie 0,1 proc. W zeszłym roku cena poszła w górę o 8 proc., chociaż dolar do koszyka walut zyskał 11 proc.
– Ludzie boją się załamania wszystkich walut. Mnie zaskakuje, że cena złota wciąż jest tak nisko – wskazuje Peter Schiff, znany ekonomista i szef firmy inwestycyjnej Euro Pacific Capital. Schiff prognozuje ceny złota od 5 tys. do 10 tys. USD za uncję za 5–10 lat.