Analizy techniczne i fundamentalne mogą odejść do lamusa

Wiadomo, że nie wszystkim wystarczą dane posiadane legalnie, więc na rynku pojawi się nowa kategoria nadużyć związanych z hakerstwem algorytmicznym.

Aktualizacja: 15.02.2017 04:50 Publikacja: 07.03.2013 07:44

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych

Foto: Archiwum

Do niedawna na rynku dominowały dwa typy analizy: fundamentalna i techniczna. Oczywiście były też różnego rodzaju wariacje łączące te – pozornie skrajne – podejścia (np. wykorzystanie analizy fundamentalnej do selekcji walorów, a technicznej – do timingu transakcji) lub całkowicie się od nich dystansujące (np. metoda „zgaduj-zgadula"). Ale obecnie obawiam się, że te „tradycyjne" metody analizy rynku będą musiały odejść do lamusa i zastąpią je inne, bardziej „nowoczesne".

Handel algorytmiczny

Podstawowy problem przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych dotyczy skracania horyzontu inwestycyjnego. Oczywiście są na rynku inwestorzy długoterminowi, ale nawet oni nie mogą ignorować faktu, że pozostali „wskakują" na dany papier na chwilę w celu realizacji bardzo krótkoterminowych zysków. O ile na polskim rynku wciąż dominującą rolę mają fundusze emerytalne i duzi inwestorzy strategiczni, o tyle na rynkach zachodnich zaczyna przeważać handel algorytmiczny, najczęściej oparty na strategiach HFT (High-Frequency Trading), czyli zawierania transakcji, dla których ważne są nie tyle fundamenty spółki, ile mikrosekundy opóźnienia przy realizacji zlecenia.

Wyścig z czasem

Kiedyś inwestycje długoterminowe można było mierzyć w dziesięcioleciach, a krótkoterminowe – w tygodniach. Potem pojawił się fenomen „day-tradingu", czyli otwierania i zamykania pozycji podczas tej samej sesji, co wydawało się inwestowaniem ultrakrótkim. Dziś najszybsi ścigają się na mikrosekundy i nie może to pozostać bez wpływu na drugą – długoterminową – stronę rynku. Inwestycje długoterminowe będą stawać się coraz krótsze z uwagi na konieczność podążania za tempem zmian kursów.

Dlatego analiza fundamentalna będzie w coraz większym stopniu odchodzić od fundamentów i coraz bardziej odnosić się będzie do stanu mentalnego inwestorów. Ta „analiza mentalna" uwzględniać będzie stan umysłu innych uczestników rynku (w tym pewnie też programistów). Analitycy „mentalni" będą badać poziom optymizmu, sentyment do różnych branż lub spółek i wzajemne zależności dotyczące podejmowania decyzji inwestycyjnych. To będą bardzo ciekawe analizy i pojawi się tyle nowych wskaźników, że zabraknie liter greckich, żeby je nazwać.

Taki np. wskaźnik naśladownictwa WN (IS; p) będzie informował, o ile procent wzrośnie (lub spadnie) kurs spółki S przy przekroczeniu w jej akcjonariacie progu p% przez inwestora I. Wskaźnik indukowanej zmiany kursu WIZK (S; n) pozwoli nam określić, o ile wzrośnie (spadnie) kurs spółki S w przypadku wcześniejszego nieuzasadnionego wzrostu (spadku) jej notowań o n%. Natomiast wskaźnik mierzący tzw. efekt obrotu EO (S; n) powie nam, o ile wzrośnie (spadnie) kurs spółki S przy wzroście (spadku) obrotów o n%. Oczywiście wszystko to będzie analizowane w odniesieniu do struktury akcjonariatu konkretnej spółki oraz stanu mentalnego inwestorów w danej spółce i w danej branży, przy uwzględnieniu zmiany ogólnego poziomu optymizmu (pesymizmu) w społeczeństwie.

Handel

Wariacją analizy mentalnej w odniesieniu do algorytmicznej części rynku będzie analiza algotechniczna. Zajmować się ona będzie badaniem samych algorytmów i zależności pomiędzy nimi. Wykorzystywać będzie ona właściwości wewnętrzne algorytmów. Np. wskaźnik średniej retencji waloru WŚR (I; n) da nam informację, jakie jest prawdopodobieństwo zamknięcia przez dany algorytm pozycji na instrumencie I po upływie n milisekund. Z kolei wskaźnik koncentracji WK powie, na ile zbieżnie handlują poszczególne algorytmy, co ułatwi przewidywanie trendów rynkowych i momentu ich załamania. Natomiast wskaźnik wewnętrznej zmienności algorytmu WWZ pozwoli nam określić, jakie jest prawdopodobieństwo zmiany strategii danej maszynki w danym momencie.

Analiza algotechniczna prowadzona będzie na podstawie zachowań algorytmów na rynku. Oczywiście potrzebne będą do tego dane odnośnie do generowanych zleceń, więc pod hasłem zwiększania przejrzystości przedtransakcyjnej pojawi się możliwość dostępu do zleceń przekazywanych na rynek przez poszczególnych uczestników w rozbiciu na poszczególne algorytmy. Giełdy będą sprzedawać te dane w czasie rzeczywistym, co stanie się jednym z głównych źródeł ich przychodów.

Uwaga na hakerów

Wiadomo jednak, że nie wszystkim wystarczą dane posiadane legalnie, więc na rynku pojawi się nowa kategoria nadużyć związanych z hakerstwem algorytmicznym. Najbardziej prymitywne z nich to „podglądanie", dzięki czemu możliwe będzie uprzedzanie transakcji (taki nowoczesny „front running"), wpuszczanie robaków, które we właściwym momencie spowodują, że algorytm się „pomyli" (a po przeciwnej stronie rynku już czekać będzie przeciwstawne zlecenie o odpowiednich parametrach) i manipulacja rynkiem poprzez wypuszczanie fałszywych sygnałów odnośnie do „postępowania" algorytmu.

Co ze spółkami?

A jak w takiej rzeczywistości odnajdą się spółki giełdowe? Będą musiały podążać za zmianami na rynku. Wraz ze skracaniem horyzontu inwestycyjnego akcjonariuszy, skracać się będzie musiała perspektywa menedżerów – nie będą mogli sobie pozwolić na długoterminowe strategie rozwoju firmy, gdyż analiza mentalna brać będzie pod uwagę postrzeganie spółki przez uczestników rynku w krótkim okresie. Ale czy da się w takich warunkach sensownie prowadzić firmę? Czy spółki giełdowe będą wówczas w stanie konkurować z przedsiębiorstwami poza giełdą, które będą zarządzane w sposób „staroświecki" – z uwzględnieniem długoterminowej strategii rozwoju, wieloletnimi nakładami na badania i rozwój etc.? Czy też przejrzystość informacyjna i konieczność dopasowywania sposobu zarządzania spółką do coraz szybciej zmieniających się preferencji inwestorów wywiedzie z czasem emitentów giełdowych na gospodarcze manowce?

Pozostaje mieć nadzieję, że czynnik wskazywany często jako słabość polskiego rynku – dominacja jednego akcjonariusza w dużej części spółek – pozwoli oprzeć się postępującemu skracaniu perspektywy zarządzania przedsiębiorstwem. I być może taka publiczno-prywatna hybryda będzie najlepszym wehikułem do prowadzenia biznesu – strona „publiczna" pozwoli na dostęp do kapitału na rynku, a strona „prywatna" dbać będzie o rozwój przedsiębiorstwa w długim okresie. Byłby to ciekawy wkład polskiej myśli finansowej w rozwój światowej gospodarki.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów