Zamiast „efektu stycznia” mamy na GPW „defekt stycznia”. Czy to, co się dzieje na rynku, jest zaskoczeniem?
Faktycznie, na razie styczeń rozczarowuje. Obserwowane spadki trzeba osadzić w szerszym kontekście. Ubiegły rok był przecież bardzo udany. WIG zaliczył wzrost o ponad 30 proc. Jest to naprawdę spektakularny wynik i trzeba o tym pamiętać. Obecne spadki należy więc traktować tylko jako korektę.
Zaszliśmy za daleko, czy jest jakiś konkretny powód tej przeceny? Pod koniec ubiegłego roku można było odnieść wrażenie, że rynki chyba zbyt optymistycznie podchodzą do tematu pierwszej obniżki stóp procentowych przez Fed.
Na pewno polityka banków centralnych będzie tym elementem, który będzie najbardziej interesował inwestorów. Widać też wyraźne przesunięcie, jeśli chodzi o akcenty związane z inflacją i wzrostem gospodarczym. Ostatnie dane o inflacji z ubiegłego tygodnia pokazały, że inwestorów przestaje interesować poziom rosnących cen, a bardziej przesuwamy się w stronę tego, co zrobi Fed. Koszt pieniądza w tym roku ma mocno spadać.