W październiku nasz rynek pokazał moc. Zaliczyliśmy wyraźne zwyżki, i to mimo że otoczenie zewnętrzne nie było jakieś wyjątkowo sprzyjające. To jednorazowy wystrzał, czy jednak jest szansa na coś więcej?
Oczywiście październikowy ruch na GPW był związany z wynikiem wyborów. Gdyby nie one, to pewnie ubiegły miesiąc nie byłby tak dobry dla naszego rynku. Trzymam się natomiast tego, co już mówiłem – że nasz rynek może rosnąć, jeśli Stany Zjednoczone nie będą nam przeszkadzać. Jeśli tam by doszło do wyraźnych spadków, to nie wierzę w trwalsze zwyżki na GPW. Widać natomiast, że w Stanach Zjednoczonych dołek korekty, która zaczęła się latem, chyba mamy już za sobą i indeksy amerykańskie odbijają. Nasz rynek w październiku wykonał bardzo duży skok i trudno oczekiwać, aby dalej rósł w takim tempie. Wydaje się natomiast, że do końca roku bardziej będziemy obserwowali raczej zwyżki niż jakieś głębsze spadki.
Pojawiają się opinie, że inwestorzy zagraniczni w październiku dopiero zaczęli dostosowywać swoje portfele do nowej rzeczywistości w Polsce i ten proces będzie kontynuowany w kolejnych miesiącach. To ma z kolei wspierać GPW. Na ile realny to jest scenariusz? Faktycznie przychodzi czas na polskie akcje?
Myślę, że tak. Patrząc pod kątem gospodarczym i na otoczenie, jako kraj mamy bardzo sprzyjające warunki. Ryzykiem, na które nie mamy żadnego wpływu, jest tak naprawdę dalszy przebieg wojny w Ukrainie. Bez tego mamy szereg czynników, które powinny nam sprzyjać w najbliższym czasie, i nie chodzi tutaj tylko o ten krótki okres, ale bardziej o kwartały, a nawet lata. Patrząc na zachowanie WIG20 bądź niektórych indeksów branżowych w dłuższym okresie, widać, że nasze dyskonto nawet do rynków wschodzących jest bardzo duże. Wynikało to z różnych przyczyn, ale teraz mamy szansę to dyskonto zmniejszać. Będzie to jednak proces, który zajmie trochę czasu – oczywiście przy zastrzeżeniu, że część czynników, za sprawą których inwestorzy kupują akcje, będzie się materializowała.