– Główną przesłanką poprawy nastroju na rynku tego surowca stało się zobowiązanie Arabii Saudyjskiej do ograniczenia eksportu. To sprytny zabieg, wręcz marketingowa sztuczka, gdyż w miesiącach letnich zapotrzebowanie na ropę w tym kraju wykazuje sezonowy wzrost i normą jest, że ograniczane są dostawy na rynki światowe. Zupełnie bez echa przeszedł natomiast fakt, że Nigeria i Libia, czyli członkowie kartelu, których zgodnie z listopadowym porozumieniem limity nie dotyczą ze względu na produkcję wówczas odstającą od historycznych norm, nadal mogą bezkarnie zwiększać wydobycie – zwraca uwagę Bartosz Sawicki, kierownik departamentu analiz TMS Brokers. Jego zdaniem jest to jeden z elementów, który stawia pod znakiem zapytania dalszy wzrost cen ropy. – Mniejsze dostawy saudyjskiej ropy zostaną zrekompensowane przez inne państwa, m.in. Rosję. Wyższe ceny surowca ponownie będą także napędzać aktywność wydobywczą w USA. W tym świetle inwestorzy powinni znów swoją uwagę przerzucić na właściwie przesądzony wzrost wydobycia w lipcu (w tym tygodniu agencja Bloomberg poda swoje szacunki), który może sugerować ewidentnie słabsze przestrzeganie zobowiązań z końcówki ubiegłego roku. Wzrost produkcji ropy naftowej przez państwa OPEC w lipcu w połączeniu z rosnącym wydobyciem surowca w Stanach Zjednoczonych powinny szybko zgasić entuzjazm na rynku ropy i stać się impulsem do wygenerowania korekty ostatniego wystrzału cen – uważa Sawicki. Średnia prognoz analityków ankietowanych przez Bloomberg mówi, że na koniec III kwartału ropa będzie kosztować 51,37 USD. PRT