Reklama

Akcje pracownicze szansą na zysk, jeśli wiemy, jak go osiągnąć

Co zrobić z walorami, które otrzymujemy od pracodawcy?

Publikacja: 16.02.2018 04:02

Temat akcji pracowniczych potrafi budzić wiele emocji i prowokować gorące dyskusje. Z jednej strony można je bowiem traktować jako formę docenienia czy nawet rodzaj dodatkowego wynagrodzenia pracowników. Z drugiej zaś ich posiadacze stają przed poważnym dylematem: co zrobić z akcjami? Jest on o tyle istotny, że często dotyka osób, które z rynkiem kapitałowym niewiele mają do czynienia, a i na wprowadzenie do obrotu giełdowego samych akcji trzeba czasami długo poczekać.

– Akcje pracownicze miały być m.in. narzędziem do zaangażowania pracowników, jako współwłaścicieli spółki i zbliżenia interesów akcjonariuszy z pracownikami. Powodzenie idei akcji pracowniczych sprawdza się przy spełnieniu kilku warunków, takich jak: płynny rynek wyceny akcji, faktyczne zaangażowanie pracowników jako akcjonariuszy, znajomość zasad funkcjonowania rynku kapitałowego czy wzrost wartości spółki – mówi Sobiesław Kozłowski, koordynator ds. analiz giełdowych w DM Raiffeisen Bank Polska.

– Akcje pracownicze tak naprawdę są takimi samymi instrumentami jak normalne akcje. Jedyną różnicą jest właściwie tylko to, że przyznawane są one pracownikom związanym z konkretną firmą. Szacuję, że w Polsce akcje pracownicze może posiadać około 100 tys. osób – mówi Damian Patrowicz, współwłaściciel Novej Giełdy.

Akcje pracownicze mogą być przyznawane pracownikom bezpłatnie albo na preferencyjnych warunkach. Z tą drugą formą mieliśmy do czynienia chociażby przy największym ubiegłorocznym IPO. Uprawnieni pracownicy firmy Play Communications mogli wziąć udział w publicznej ofercie, a cena dla nich została ustalona na 30,6 zł. Pozostali inwestorzy na papiery operatora zapisywali się, płacąc po 36 zł. Warto jednak zwrócić uwagę, że na pracowników Play Communications nałożono roczny zakaz sprzedaży akcji, co jest dosyć częstą praktyką w przypadku papierów pracowniczych. Nie jest to jednak też standard. Przykładem może być Energa. Jej pracownicy walorami mogli obracać już podczas debiutanckiej sesji. Pojawiły się nawet głosy, że to oni przyłożyli rękę do tego, że debiut Energi na GPW nie wypadł zbyt okazale (akcje na pierwszej sesji potaniały o ponad 5 proc.).

– Oczywiście właściciele akcji pracowniczych stają przed dylematem, co zrobić z walorami – czy sprzedawać je, kiedy tylko pojawią się w obrocie, czy trzymać dłużej. Przed jeszcze większym dylematem stają natomiast osoby, które posiadają akcje pracownicze, które nie są w obrocie giełdowym – zwraca uwagę Patrowicz. Tym bardziej że tego typu sytuacje wcale nie są czymś niespotykanym. Do czynienia mieliśmy z tym chociażby w przypadku spółki PZU. Akcjami pracowniczymi obracano na długo przed debiutem firmy na GPW.

Reklama
Reklama

– Pracownicy prywatyzowanych zakładów, którzy dostawali akcje, nie byli poinformowani, jakie są wady i zalety ich posiadania oraz jaka jest ich wewnętrzna wartość. Często takie akcje nie były dopuszczone do obrotu na giełdzie, więc pracownicy mieli problem z wyceną posiadanych pakietów. Jedynym pożytkiem z takich akcji bywała niewielka coroczna dywidenda – Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners Inwestycji w Wartość FIZ. Efekt tej niewiedzy miał też swoje konsekwencje. – Na rynku pojawiało się wiele firm, jak i prywatnych inwestorów, którzy chcieli skorzystać na finansowej niewiedzy takich osób. Wielu posiadaczy akcji padało ofiarą osób zwanych „bramini", którzy zachęcali posiadaczy akcji pracowniczych do sprzedawania papierów wartościowych znacznie poniżej ich wewnętrznej wartości. Proceder ten nasilał się wraz ze zbliżaniem się giełdowego debiutu. Za każdym razem pracownicy nie powinni podejmować szybko decyzji o sprzedaży pakietów, tylko dowiedzieć się więcej o wynikach finansowych przedsiębiorstwa i wartości jednej akcji – uważa Żółkiewicz. Damian Patrowicz zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię.

– Z jednej strony zawsze problemem jest oczywiście wycena takich akcji, a z drugiej – takie operacje wiążą się z większymi kosztami transakcyjnymi, które kształtują się na poziomie 30–40 proc. do nawet ponad 100 proc. To też między innym dlatego zdecydowaliśmy się na uruchomienie platformy obrotu, gdzie akcje pracownicze mogą być wprowadzone do obrotu, a przy tym koszty transakcji są zdecydowanie mniejsze. Naszym zdaniem jest to atrakcyjna forma dla tych, którzy nie wiedzą, co zrobić z akcjami pracowniczymi – mówi Patrowicz.

Dopuszczenie do obrotu akcji pracowniczych jest newralgicznym momentem nie tylko dla ich posiadaczy, ale także dla pozostałych inwestorów. Pojawia się bowiem pytanie, czy pracownicy spółki zaleją rynek walorami, powodując mocną przecenę, czy jednak będą chcieli zostać z papierami na dłużej. Pytanie to wydaje się o tyle zasadne, że często akcje pracownicze stanowią dość pokaźne pakiety. Praktyka rynkowa pokazuje, że zazwyczaj moment wejścia do obrotu akcji pracowniczych ma krótkoterminowy wpływ na kurs. W dłuższym terminie zdecydowanie ważniejsze okazują się dane fundamentalne ze spółek. Paradoksalnie moment dopuszczenia akcji pracowniczych do obrotu może mieć też pozytywny wydźwięk. Dzięki temu znika bowiem tzw. nawis podaży, który potrafi blokować kurs.

Inwestycje
Bezpieczeństwo e-WZ
Materiał Promocyjny
Inwestycje: Polska między optymizmem a wyzwaniami
Inwestycje
Mitygacja ryzyk zarządczych przy pomocy specjalistycznych ubezpieczeń
Inwestycje
Jak zbudować organizację odporną na zagrożenia hybrydowe?
Inwestycje
Uwarunkowania prawne korzystania z botów przez spółki publiczne w relacjach z klientami
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Inwestycje
AI compliance w spółce publicznej
Inwestycje
Wyzwania wynikające z dyrektywy Women on Boards
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama