13 233 USD płacono w czwartkowy poranek za najpopularniejszą kryptowalutę. To najwyższy kurs od czerwca 2019 r. Wzrost do długoterminowego szczytu to reakcja na informację, że dostawca usług płatniczych PayPal umożliwi swoim klientom kupno, trzymanie i sprzedaż wybranych kryptowalut. Plany firmy związane ze światem cyfrowych monet są jednak znacznie szerzej zakrojone.
Kup, trzymaj, sprzedaj
Przejście na cyfrowe formy płatności jest nieuniknione, ponieważ dają one ogromne korzyści związane z finansową integracją i dostępnością kapitału, zapewniając przy tym wydajność, szybkość i bezpieczeństwo – tłumaczył w prasowym oświadczeniu Dan Schulman, prezes PayPala. O tym, że spółka zamierza wejść w kryptowaluty, mówiło się nieoficjalnie już w czerwcu, a miesiąc później pojawiła się informacja o współpracy PayPala z Paxos Trust Company, regulowanym dostawcą kryptowalutowych produktów i usług. Z oficjalnym komunikatem płatniczy gigant czekał do ostatniej środy, a więc do momentu, gdy otrzymał zgodę na nową usługę (tzw. Bitlicense) od nowojorskiego regulatora – New York State Department of Financial Services (NYDFS).
Na początek PayPal zaoferuje możliwość kupna, trzymania i sprzedaży czterech kryptowalut: bitcoina, bitcoin casha, ethereum i litecoina. Transakcji będzie można dokonywać za pomocą cyfrowego portfela dostępnego na platformie spółki. Jak czytamy w komunikacie – „do końca tego roku nie są przewidziane żadne prowizje za transakcje kryptowalutowe". Na razie usługa dostępna będzie tylko dla klientów w Stanach Zjednoczonych, ale w planach jest wejście na inne regiony i dodanie usługi do popularnej wśród milenialsów aplikacji Venmo. W przyszłym roku natomiast PayPal chce umożliwić dokonywanie zakupów za pośrednictwem kryptowalut w 26 mln sklepów na całym świecie. Co warte odnotowania – oprócz samej usługi PayPal dostarczy swoim klientom także treści edukacyjne, pozwalające lepiej zrozumieć ekosystem kryptowalut i technologii łańcucha bloków, a także zdać sobie sprawę z ryzyka związanego z tego typu inwestycjami.
Kluczowy sceptycyzm
Choć rynek finansowy przyjął informację entuzjastycznie, to nie trzeba było długo czekać na głosy sceptyków. Okazuje się bowiem, że użytkownicy korzystający z nowej usługi PayPala nie będą mięli dostępu do kluczy prywatnych swoich kryptowalut, a co za tym idzie – nie będą mogli ich przesyłać na inne konta, w tym na swoje prywatne portfele. Mówiąc więc wprost – można korzystać z kryptowalut w PayPalu, o ile na kontach PayPala je trzymamy. To nic nowego – podobną strategię stosuje chociażby Revolut, u którego tak naprawdę nabywamy zapis cyfrowy na koncie i ufamy, że dostawca usługi faktycznie klucze prywatne posiada i dba o ich bezpieczeństwo. Głosy sceptyków są oczywiście zrozumiałe, ale konia z rzędem temu, kto nabywając kryptowaluty na giełdach, przesyła je na własny portfel i tam trzyma, kopiując w kilku egzemplarzach kod seed. Większość „niedzielnych" użytkowników kryptowalut nie zdaje sobie sprawy z ryzyka związanego z kluczami prywatnymi, więc być może lepiej dla nich, że za bezpieczeństwo tych kluczy będzie odpowiadać duża firma z ugruntowaną pozycją. Przypomnijmy, że PayPal ma na świecie 346 mln aktywnych kont, więc trochę ludzi mu ufa. I to właśnie dlatego środowa informacja okazała się mocno cenotwórcza. Oto duża firma, działająca w świecie walut fiducjarnych, wprowadziła możliwość handlu kryptowalutami. To niewątpliwie kolejny, milowy krok w procesie adopcji i popularyzacji bitcoina i altcoinów. Okazuje się jednak, że PayPal przeciera w ten sposób także inne szlaki...