Być może niektórzy z czytających ten materiał byli w Otwocku w sobotę, 24 czerwca, gdzie przez cały dzień przewinęły się prawdziwe tłumy. Bo i było tam co podziwiać. Mocną reprezentację miała sekcja „PRL", w której brylowały Fiaty 126p i „kanciaki", czyli 125p, ale także Polonezy, Wartburgi, Syrena 105, „garbata" Warszawa, Żuki, Tarpan, Nysa, sporo jednośladów, np. motocykle WSK, a nawet 40-letni Star wyglądający jak prosto z fabryki.
Od oryginału różni go sporo detali, m.in. tylna półka przy zderzaku z zapasowym kołem.
Moją uwagę przykuły jednak przede wszystkim amerykańskie krążowniki szos, wszystkie z odległych, ale jakże barwnych lat 50., gdy wyobraźnia projektantów i stylistów nie miała zdaje się granic. Moda na pełne chromów, rozbuchane karoserie to jedna z piękniejszych rzeczy, jakie się przytrafiły w dziejach motoryzacji. Moim skromnym zdaniem. Oto trójka faworytów z minionego zlotu, których dziś tylko przedstawię, ale obiecuje do nich wrócić szerzej jeszcze tego lata.
Edsel Corsair to jeden z większych oryginałów tamtej epoki. Marka należąca do Ford Motor Company była istną efemerydą, istniała bowiem tylko od 1957 do 1959 roku, ale pozostawiła po sobie kilka pięknych konstrukcji. Nazwa wywodzi się od imienia syna Henry"ego Forda – Edsela Forda. Luksusowy Corsair był dostępny jako: dwudrzwiowe coupé, dwudrzwiowy hardtop, dwudrzwiowy kabriolet, czterodrzwiowy hardtop oraz czterodrzwiowy sedan. Właśnie ten ostatni typ, w nietypowym, rażąco żółtym kolorze, pojawił się na zlocie, z miejsca wywołując wielkie zainteresowanie. Dziwicie się?
Chevrolet Bel Air – wielki przebój zza oceanu, należy do najpopularniejszych krążowników szos.