Galeria powoli buduje ceny, stosownie do poziomu zainteresowania klientów. Właściciele galerii zobowiązują współpracujących malarzy, żeby nie brali udziału w aukcjach z cenami rzędu 500 zł, ponieważ powstanie bałagan cenowy. Na przykład w galerii obrazy oferowane są po 3 tys. zł, a na aukcjach porównywalne prace tego samego artysty osiągają ceny do 1 tys. zł.
Jak w tym wszystkim ma się zachować potencjalny nabywca? Jak zawsze uważam, że powinien być podmiotem sytuacji! Najlepiej, gdy ma własne rozeznanie w ofercie. Powinien chodzić po galeriach. To się opłaca, bo to jest znakomity relaks. To odtrutka na zawodowy stres.
Dom aukcyjny przysyła klientowi katalog najmłodszej sztuki. Taka oferta w pigułce rozleniwia. Niektórzy nabywcy nigdy nie byli w galerii, nawet nie licytowali bezpośrednio na aukcji. Kupują przez internet – to błąd. Warto najpierw pochodzić po galeriach. Sami wybierzemy to, co nam się spodoba.
Nie wstydźmy się swoich wyborów, swojego gustu! Za pięć lat, kiedy będziemy mieli większe doświadczenie, możemy kupować inne obrazy. Debiutanckie zakupy po latach będą miały dla nas wielką wartość sentymentalną. Może przy okazji okażą się dobrą lokatą?
Od lat kibicuję malarzowi Janowi Michalakowi (ur. 1979). Michalak mieszka w Rzymie, ale pochodzi z Kazimierza nad Wisłą i należy do miejscowej legendarnej kolonii artystów. Malarz programowo nie uczestniczy w aukcjach najmłodszej sztuki. Związany jest z tylko z Warsaw Art Gallery (www.warsawartgallery.com). Faktem jest, że dotychczas nie przebił się na rynku i nawet się o to nie starał, nigdy nie zabiegał o kontakty z prasą. Tylko maluje, czyli robi to, co lubi.
Na jednej z wystaw w Rzymie obrazami malarza zainteresował się tamtejszy krytyk sztuki Giuseppe Ussani d'Escobar. Escobar postanowił zrobić wystawę Michalakowi w Instytucie Włoskim w Warszawie. Wystawa odbyła się w marcu tego roku.