Włożyłem kij w mrowisko. Tydzień temu napisałem w „Parkiecie", że Desa Unicum rekordowo wylicytowała do 1,7 miliona złotych socrealistyczną rzeźbę Aliny Szapocznikow (z opłatami aukcyjnymi to 2 miliony zł). Wcześniej rzeźba stała w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, ale w latach 90. wyrzucono ją na złom w ramach dekomunizacji. Tydzień temu zapytałem, czy grozi za to kara, skoro wyrzucono 2 miliony złotych?
Czytelnicy zareagowali, że nie ma za to kary. Kiedy bowiem rzeźbę wyrzucano na złom, to „nie była ona nic warta!"
To bardzo dobry przykład, jak rynek nadaje wartość sztuce. Mówiąc w koniecznym skrócie, na początku lat 90. Alina Szapocznikow ceniona była przez wybranych historyków i miłośników sztuki. Jeszcze w tym stuleciu była artystką anonimową na krajowym, a tym bardziej międzynarodowym rynku.
Pałac wyrzucił i się upomniał
Wiele razy pisałem w „Parkiecie", że w 2004 roku nie wzbudziła zainteresowania sprzedażna wystawa dzieł artystki zorganizowana przez Polski Dom Aukcyjny Sztuka. Faktem jest, że świetne dzieła beznadziejnie czekały w stołecznej galerii przy Krakowskim Przedmieściu. Żeby nie było wrażenia, że nikt ich nie chce, część rzeźb przekazano w depozyt do galerii Sopockiego Domu Aukcyjnego. Tam też nie wzbudziły zainteresowania.
Mniej więcej dziesięć lat temu Szapocznikow zaistniała w międzynarodowym handlu sztuką. Był to sygnał dla naszego rynku, że dzieła rzeźbiarki mają dużo kosztować.