Rosną ceny na rynku sztuki. Można to prześledzić na podstawie analizy wycen prac różnych artystów. Na przykład weźmy pod uwagę grafiki modnej Tamary Łempickiej. Grafiki te często wystawiano na krajowym rynku w 2020 i w tym roku.
Sopocki Dom Aukcyjny na aukcji 14 kwietnia wystawi serigrafię Tamary Łempickiej „Dziewczyna z mandoliną" (www.sda.pl). Cena wywoławcza wynosi 25 tys. zł, a wycena szacunkowa 60–75 tys. zł. W grudniu ubiegłego roku taką samą grafikę Polswiss Art wystawił z wyceną 20–30 tys. zł. Praca osiągnęła cenę 60 tys. zł.
Dziś ta praca powinna kosztować jeszcze więcej, skoro górną granicę wyceny antykwariusz ustalił na 75 tys. zł. To wyraźna sugestia dla potencjalnego nabywcy, że powinien tyle zapłacić, bo praca jest tego warta.
Z kolei efektowna grafika „Autoportret w zielonym Bugatti" w czerwcu minionego roku osiągnęła cenę 50 tys. zł, przy wycenie szacunkowej „zaledwie" 18–25 tys. zł. Antykwariusze względnie nisko wyceniali te prace. Nie zdawali sobie sprawy z ich potencjału handlowego? A może popyt nie był tak silny jak w tej chwili?
Można tak przeanalizować kilkadziesiąt przykładów gwałtownego wzrostu wycen prac różnych artystów w ostatnich tygodniach. Rosną wyceny obrazów np. Rafała Olbińskiego i Edwarda Dwurnika. Na aukcji w Sopocie nieduży, późny obraz Dwurnika „Plac Trzech Krzyży" ma wysoką wycenę 80–100 tys. zł. Kto winduje ceny do góry, tajemniczy popyt? Czy antykwariusze poprzez swoje jednoznaczne sugestie cenowe?