– Musieliśmy opóźnić wprowadzenie na rynek nowej marki win gruzińskich, bo zwyczajnie nie mamy możliwości przywiezienia ich do Polski. Dotąd były transportowane przez Ukrainę. Obecnie możliwy jest jedynie fracht drogą morską do Turcji, ale to bardzo droga opcja. Więc odłożyliśmy ten projekt na lepsze czasy, gdy skończy się wojna – mówi Paweł Gąsiorek, prezes firmy Dom Wina.
Branża winiarska odczuwa ten kryzys także na inne sposoby. – W związku z prowadzonymi działaniami wojennymi dwie huty, z którymi współpracowaliśmy, zostały uszkodzone lub zniszczone. Nie mamy więc możliwości sprowadzania butelek od naszych dotychczasowych partnerów, pojawił się problem z ich dostępnością – mówi Jakub Nowak, prezes JNT Group. – Skokowo rosną też ceny surowców wykorzystywanych do produkcji, a opartych na pszenicy i kukurydzy, których Ukraina była głównym eksporterem – dodaje, podkreślając, iż skokowy wzrost kosztów energii, czyli gazu, benzyny czy prądu, a także cen surowców, będzie miał, a nawet już ma, przełożenie na skokowy wzrost cen wina.
Uderzenie w elektronikę
Turcja jest również ogromnym producentem AGD, wiele kategorii czy komponentów trafia do nas z tego kierunku. – Skokowy wzrost cen transportu oznacza ogromne problemy, przez Turcję teraz wszyscy próbują prowadzić dostawy, co jest po prostu niemożliwe – mówi jeden z producentów AGD. Część marek zleca właśnie w Turcji produkcję sprzętu pod swoim szyldem, kraj ten stawał się alternatywą dla tego typu projektów, dotąd realizowanych w Chinach, choć niepewna sytuacja ekonomiczna kraju podkopała zaufanie globalnych koncernów.
Zawirowania widać także na rynku spożywczym, z oferty sklepów może zniknąć część produktów lub znacząco zdrożeją, również w przypadku owoców czy warzyw. Jednak kluczowa jest kwestia zbóż i olejów, zniknięcie dostaw ukraińskich powoduje ogromne problemy dla państw afrykańskich, ale również np. Chiny szukają w Europie dostaw pszenicy. Polska branża póki co nie spodziewa się, aby w Polsce pojawili się tacy kupujący, niemniej problemy są. Należy poważnie liczyć się z brakami olejów roślinnych, Europa zastępuje już słonecznikowy z Ukrainy np. polskim rzepakowym. W efekcie jest on o 55 proc. droższy niż rok temu.