Ten je odpiera i twierdzi, że handlująca wierzytelnościami GPPI wprowadza rynek w błąd, nierzetelnie pokazując wynik finansowy. Mewa zamierza zainteresować tą sprawą m.in. KNF.

– Zysk GPPI jest papierowy. Wynika z przeszacowania kupionego długu, którego spółka jeszcze nie ściągnęła. Uważamy, że to może wprowadzać rynek w błąd – mówi Dorota Kenicer, prezes Mewy. Dodaje, że Mewa zwróciła się do GPPI z prośbą m.in. o podanie opisu metod przeszacowania instrumentów finansowych. Ta jednak odmówiła, tłumacząc, że są to jej wewnętrzne dokumenty.

Zarząd GPPI uważa, że wypowiedzi kierownictwa Mewy naruszają dobre imię spółki. W związku z tym żąda ona 1,3 mln zł odszkodowania. Zarząd handlującej bielizną Mewy chce anulowania umowy inwestycyjnej, zawartej pod koniec 2008 r. Dzięki niej spółka przejęła kontrolny pakiet GPPI, a sama wyemitowała papiery dla jej właścicieli (13 proc. w podwyższonym kapitale). Teraz chce je odzyskać i umorzyć. Sama zamierza oddać walory notowanej na NewConnect firmy. – Gdybyśmy znali m.in. prawdziwą strukturę akcjonariatu GPPI, nie weszlibyśmy w tę inwestycję. Zarząd GPPI zataił niektóre informacje – mówi Kenicer.

Mewa zwróciła 1,17 mln akcji GPPI (20,3 proc. kapitału), wniesionych jako aport za emisję walorów serii E2. Zwrócone walory były również przedmiotem sporu. Ponieważ seria E2 nie została zarejestrowana, kilka dni temu sąd wydał decyzję, na mocy której pozbawił Mewę prawa głosu z części papierów GPPI. – Zarząd GPPI gra nieczysto. Wiedział, że i tak nie zamierzaliśmy wykonywać z tych akcji prawa głosu – mówi szefowa Mewy.