– Właściciel Jandaru przyszedł nam z pomocą. Jego zakłady mają wolne moce. Już od soboty produkujemy na trzy zmiany. Pracowników dowozimy autobusami – mówi Lucjan Pilśniak, prezes ZM Mysław.
Dodaje, że spółka musi wprawdzie ponosić koszty dzierżawy, ale ważniejsze jest dla niej zachowanie ciągłości produkcji. – O tym, jak to jest istotne, świadczy przykład zakładów JBB. Przed pożarem miały 10 proc. rynku. Te udziały zostały już zagospodarowane – mówi. Dodaje, że 50 proc. produkcji „wróci” do ZM Mysław mniej więcej za miesiąc. – Myśleliśmy, że uda się to wcześniej. Jednak zakład jest bardzo zadymiony. Najmniej ucierpiały maszyny, a najbardziej elektronika – wskazuje. Spółka musiała zutylizować wszystkie surowce i wyprodukowane wyroby. – Nastąpiło znaczące uszczuplenie majątku obrotowego – mówi szef ZM Mysław.
Prawdopodobnie przyczyną pożaru było zwarcie w instalacji elektrycznej. Straty wstępnie oszacowano na 20 mln zł. – Zakład był ubezpieczony – mówi Pilśniak.ZM Mysław należą do grupy giełdowego Beef-Sanu. Tymczasem okazuje się, że w pożarze ucierpiały też pomieszczenia i maszyny spółki zależnej AJPI (graniczy z ZM Mysław). Z tego powodu nadzór sanitarny wydał nakaz wstrzymania działalności w tych dwóch firmach.Sprzedaż ZM Mysław i AJPI stanowi podstawowe źródło obrotów grupy. W pierwszym kwartale tego roku spółka matka wypracowała zaledwie 3,9 mln zł przychodów. Tymczasem ZM Mysław – 31,9 mln zł, a AJPI – 15,8 mln zł.