Ministerstwo Finansów, prezentując kolejną wersję pomysłu na opodatkowanie handlu detalicznego, szykuje się na kolejny spór z branżą. Choć resort wycofał się z kilku kontrowersyjnych zapisów, jak wspólne obliczanie podatku od grup franczyzowych czy dodatkowe stawki dla sprzedaży weekendowej, to pojawiły się kolejne zaskakujące zapisy.
Nowa danina
Z podatku zwolnione zostaną obroty firm handlowych do 1,5 mln zł miesięcznie, czyli 18 mln zł rocznie. Powyżej tej kwoty, do 17 mln zł – miesięcznie stawka rośnie do 0,4 proc. Z kolei powyżej tego pułapu, do kwoty 170 mln zł – stawka wyniesie 0,8 proc. Najwyższa stawka 1,4 proc. obejmować będzie sprzedaż powyżej tego poziomu, czyli nieco ponad 2 mld zł rocznie.
Podatek obejmie sklepy tradycyjne i internetowe, co budzi ogromne kontrowersje, ponieważ stawia w uprzywilejowanej pozycji wiele sklepów zarejestrowanych za granicą, które z powodzeniem działają w naszym kraju, jak choćby Perfumy czy Zalando, największy e-sklep w kraju.
– Z podatkiem będą musiały się uporać głównie średnie i duże e-sklepy, i to te, które już teraz skutecznie konkurują z zagranicznymi podmiotami. Jeśli jednak wejdzie w życie podatek liniowy z miesięczną kwotą wolną do 17 mln zł, to śmiało można założyć, że obejmie on 10, maksymalnie 15 proc. wszystkich polskich e-sklepów – mówi Krystian Wesołowski z firmy Blue Media, operatora płatności internetowych.
Mało wyłączeń
Z opodatkowania wyłączone są usługi, jak gastronomia oraz sprzedaż wody, gazu czy węgla i refundowanych leków.