W połowie października ubiegłego roku, podczas dnia inwestora LPP, Marek Piechocki, prezes, założyciel i jeden z głównych akcjonariuszy odzieżowej spółki, złożył ciekawą deklarację. Jak wynika z naszych informacji, Piechocki powiedział, że jeśli kurs akcji LPP spadnie poniżej 5000 zł, zacznie je dokupywać. Sprawa nabiera aktualności właśnie teraz, bo w ostatnich dniach notowania LPP sięgały nawet 4750 zł, czyli najniższego poziomu od marca 2013 r.
Problemy ze sprzedażą
Zapytany przez nas o tę sprawę Piechocki powstrzymuje się od komentarza. Obecnie gdański biznesmen kontroluje 9,56 proc. kapitału LPP, który dzięki uprzywilejowaniu daje mu 27 proc. głosów. – Jako większościowy akcjonariusz oraz prezes firmy LPP jestem usatysfakcjonowany tą inwestycją. Wierzę, że dzięki realizacji naszej strategii rozwoju sieci w Polsce i za granicą, rozwojowi sprzedaży internetowej oraz różnorodnej ofercie naszych marek dostosowanej do oczekiwań klientów uda się powrócić do dynamicznego wzrostu naszych przychodów – mówi tylko Piechocki.
LPP od ponad półtora roku boryka się ze słabymi wynikami tzw. sprzedaży porównywalnej. Jest to spowodowane nasyceniem polskiego rynku przez sieci sklepów należące do firmy i spadkiem zainteresowania klientów jej główną marką, czyli Reserved. Zdaniem analityków to efekt obniżek cen przez konkurencyjną Zarę (klienci prawdopodobnie lepiej postrzegają tę markę, więc po obniżce jej cen chętniej po nią sięgają) oraz pogorszenia jakości kolekcji.
To drugie LPP miało poprawić od wiosny tego roku m.in. dzięki powiększeniu zespołu projektowego, lepszym materiałom i zwiększeniu liczby modeli w kolekcji o połowę. W połączeniu z umocnieniem dolara spadają też marże brutto grupy.
Nie widać poprawy
Prognozy dla LPP nie są optymistyczne. ING Bank spodziewa się, że wypracuje ona w tym roku 290 mln zł zysku netto, co oznaczałoby spadek wobec 2015 r. o 20 proc. Średnia cena docelowa z ostatnich rekomendacji to 4945 zł, a dominują wśród nich zalecenia „sprzedaj". W piątek kurs LPP wynosił 5090 zł.