Skok popytu, jaki nastąpił w ostatnich tygodniach na usługi firm z branży turystycznej, wzniósł je na obroty z 2019 r., który był dla branży rekordowy. Po wielu trudnych miesiącach menedżerowie do zmiany sytuacji podchodzą jednak na chłodno.
Opóźniony start
Firmy z branży turystycznej należały do grupy najmocniej pokrzywdzonych pandemią oraz obostrzeniami. Od kilku tygodni przeżywają jednak oblężenie klientów.
– Odbicie rynku turystycznego jest wyraźne i rozpoczęło się na przełomie kwietnia i maja, od kiedy liczba zachorowań spadła i zaczęto znosić obostrzenia. Otwarto na przykład centra handlowe, w których mamy 100 oddziałów. W porównaniu z lutym czy marcem sytuacja zmieniła się diametralnie i stąd tak duże zadowolenie w branży – przyznaje Maciej Szczechura, członek zarządu Rainbow Tours. – Od początku maja zdarzają się nam tygodnie, w których liczba rezerwacji czy sprzedaż jest równa tygodniom z rekordowego 2019 r. – dodaje.
– Szczyt obecnego sezonu mamy mocno obłożony, będziemy nawet latać jednym samolotem więcej niż w rekordowym jak dotąd 2019 r. – mówi Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny Enter Air. – Jesteśmy traktowani przez organizatorów wycieczek jako stabilny przewoźnik, nie pozbywaliśmy się samolotów ani załóg w 2020 r. i jesteśmy przygotowani operacyjnie do sezonu. Jednak przez to, że jeszcze w maju panowała duża niepewność co do kolejnych kroków rządu w sprawie obostrzeń, biura podróży nie były w stanie potwierdzić zamówień na tyle pewnie dla nas, byśmy zdecydowali się na zwiększenie floty o kolejne samoloty. Proces ten trwa około trzech miesięcy, więc dziś jest już na to za późno – tłumaczy Polaniecki.